Dajana
Aktorstwo na światowym poziomie. Dajana kiedyś miała kontuzję i z tego powodu została sprzedana( odsyłam do poprzedniego wpisu). Od czasu do czasu przy przypływie lenistwa klacz sobie utyka... jednak patrząc na to, że weterynarz uznał, że jest okazem zdrowia i na to ,że nie jest przepracowywana jej kulenie to tylko zwykłe aktorstwo. Konie to cwane zwierzęta. Jednak mimo wszystko nie męczyłyśmy jej. Jazda trwała 30 minut(nie wliczając końcowego rozstępowania) w czasie którym osiągnęłyśmy rozluźnienie a także (W KOŃCU!) spokojny, miarowy kłus bez prób dodawania nitro.
Wiśnia
Z Wiśnią postanowiłyśmy się nie cackać. Niestety wszelkie próby naturalnego szkolenia zawiodły. Oczywiście całą pracę zaczęłyśmy od czyszczenia. Wiśniucha lubi wszelkie zabiegi oprócz kopyt. Dzięki Bogu przyszedł szef i nam pomógł. Ja trzymałam hucułkę a on poprostu złapał za kopyta unuósł i mimo buntów utrzymał je i wyczyścił. Ogarnęła mnie ulga,szczęscie i inne miłe odczucia. Potem czaprak, siodło,ogłowie. Zero buntu, co również jest miłym zaskoczeniem. Chwila ląży, która również nie poszła tak źle i próby wsiadania. Najpierw obskoczyłam ją, poklepałam po siodle, naciskałam i nic. Wskoczyłam delikatnie na tyle na ile to to było możliwe na ,,pijanego indianina" i nic :D Druga próba już się nie spodobało=baranek. Wspięłam się ponownie tym razem normalnie sadzając cztery litery w siodle ale przytulając się do jej szyi. Znów na ,,pijanego indianina" i mój pomocnik dostał polecenie by kawałek się przejść BARANEK! Cóż aż zabolały mnie żebra ale utrzymałam się poczekałam kilka sekund i zeszłam.
Duma i zadowolenie :)
Takie chwile pokazują, że praca z końmi ma sens ;)