nie wiem co się dzieje... nie mogę spać, nie mogę spokojnie myśleć. nic nie mogę. zbyt duży natłok myśli...za dużo do ogarnięcia. kolejny raz czuje to samo. nawet sama nie wiem co czuje. w głowie słyszę tylko jedno "nawet nie próbuj". nic nie rozumiem, nienawidzę tego "czegoś"... z jednej strony czuje się dobrze, że znowu coś takiego się we mnie odezwało, ale z drugiej nie chce nic od nikogo, zwłaszcza od niego. jaka tu pewność, że będzie dobrze? że znów się nie rozczaruje? że nie będę zawiedziona? nie mam żadnej. ciągle jakieś sprzeczne sygnały, ciągle nie mogę odróżnić żartu od prawdy. wiem jedno, że nie mogę. nie mogę, najzwyczajniej w świecie N I E M O G Ę. Kuba mi wczoraj powiedział, że ponoć miłości się nie odmawia... ponoć. wolę odmówić, niż stracić innych... ale kurde, chyba coś jest na rzeczy, tak mi się wydaje. chyba, że traktuje mnie tak samo jak pierdylion innych dziewczyn, wtedy już trochę gorzej. jejuuuuu, dlaczego teraz? po co? chce żeby był. mój. tylko. ale nie mogę nawet tego chcieć. może i Kubuś miał rację? może powinnam olać wszystko i wszystkich i zadbać o siebie? w końcu być szczęśliwa? on jest taki kochany, strasznie mnie denerwuje, ale to jednak urocze...właśnie. urocze. mógłby chociaż dać jakiś znak, że u niego też coś na rzeczy...że nie jestem sama, że jakoś to ogarniemy. żeby mnie przekonało tego, żebym nie bała się z nim spróbować, chociaż tyle. jeju, żeby napisał chociaż "ej, lubie cię. tak bardzo."... nienawidze się czuć w ten sposób...chujowo.