Wulgaryzmy mi się cisną na usta
Rzucam, nimi, słowa tną jak maczety
Przegadani jak dyskusja o gustach
Jednym uchem wpada ci, a drugim wyleci
Więc pytasz jak to mogłem zniweczyć
Nasze plany: żona, dom, dzieci
Pokazujesz mi jakieś pary w sieci,
Ten przykład żyje w nierealnym świecie
I znowu coś tam złorzeczę,
Bo frustracje odbijam od muru
Gdy nie widzisz, że mi wbijasz nóż w plecy
Niby w białych rękawiczkach nie zadajesz bólu
Trzymasz miecz obosieczny
Na pół ze mną ty złapałaś oburącz
I to musiało nas pokaleczyć,
Teraz rany będziemy leczyć długo
My coś jak cisza przed burzą
Wydarzyło się już za dużo
Kiedy myślę o tym na zimno
To czuje tylko pierdoloną bezsilność
To zostaje pod skórą, tak jak tusz, gdy ci coś tatuują
Jak trujący bluszcz to powoli kiełkuje w nas
Więc nie lubisz kiedy czasem żartuje z nas
Gdy cie trochę przeżuje czas, wtedy może nauczysz się czekać