Od kilku dni znajduję w sobie niewyczerpalne pokłady optymizmu. To niesamowite, tkwić w dystymii tyle lat i nagle, nie wiadomo skąd cieszyć się, że słońce świeci, że warkocz wyszedł równy, że herbata nie jest za słodka, że to, że tamto. Nie mam nawet czasu pisać, chcę śpiewać, tańczyć, skakać. Cudowna chwilo, trwaj wiecznie.