Zapach djarumów, spódnice w kwiaatki, stare skórzane torby,wały, obtarte tenisówki, okulary na nosie i spojrzenie nieśmiałego chłopca przez które nie mogę przestać się uśmiechać. Ukochany samorząd szkolny. Koncerty, imprezy, wyjazdy... Szkicowanie, notowanie, fotografowanie. Życie w plastyku jest niepowtarzalne.
Lanckorona ujawniła nasze prawdziwe twarze. Od tej pory dopiero wiemy co możemy się po sobie spodziewać.
Było zajebiście. Chwile, których nie da się opisać. Jak nigdy.
Całe piętro zalane, dym szlugów, późna noc, cztery prysznice, dach, ksiądz, śpiewanie sprośnych szant przy ognisku.
Ja chcę tam WRÓCIĆ.
i spacer o 20.00 do lasu. Rynek, opuszczony dom, ciemny las, drzewo wyrwane przez Ingę...
Integracja, jak nigdy.
Ale w poniedziałek wracamy do szkoły...
A na osiedlu familiada, niestety muszę być tam jutro.
Jak wszystko się zmienia, kiedyś kochałam te dni.
Muszę w końcu wykorzystać te zdjęcia, bo będzie pełno z Lanckorony :)
tyle.