Najlepsza pod słońcem...
Czasem zastanawiam się jakby to było gdybym jej nigdy nie spotkała na swojej drodze...
Może łatwiej byłoby się pogodzić z myślą, że aktualnie jest stracona, bo nie byłaby to moja sprawa.
Uboższa byłabym o te 2 lata doświadczeń, możliwe, że umarłabym w depresji, bo w czasie kontuzji Grafa i problemów oddechowych Noormana to właśnie ona była oderwaniem od przytłaczającego dnia, była czymś na czym chciałam skupić ostatnie pozytywne jednostki energii, była moim narkotykiem, od którego się uzależniłam jak cholera.
2 lata ciężkiej, rzetelnej pracy.
2 lata pełne łez i radości, sukcesów i porażek.
Wszystko zrobiłyśmy razem, ona zawzięta jak cholera, ale zdolna i mająca chęć wykazania się, ja z częstą ochotą rezygnacji, ale równie zawzięta i marząca o szczęśliwym zakończeniu.
Mały rozmiar,ale wielki temperament.
Szczęśliwe zakończenia niestety tylko w filmach. Rzekłabym że wyszło nam pół na pół.
Miałam wybór... Albo zostać w tym syfie i być stracona razem z nią, albo...
No właśnie, niektórzy myślą, że przysłowiowo kopnęłam ją w dupe, ale tak nie było!
Nie mogłam, nie miałam do niej prawa, wszystkie starania poszły na marne.
Nie, nie dało się.
Czy żałuje?
Bardzo. Chociażby włożonej pracy, z której nikt nie skorzystał, o została zmarnowana.
Nie żałuję doświadczeń. Wspólnych. Moich i jej. Nauczyło mnie to wielu rzeczy, spokoju, umiaru, rozsądku.
Co mi zostało?
Przede wszystkim tęsknota, czasem za dreszczykiem emocji, często za prawdziwym, dostadnym zrozumieniem.
Zdjęcia, stosy zdjęć, ukazujących w kolejnych etapach naszą znajomość, zaufanie, w końcu i harmonię.
Żal, żal i jeszcze raz żal, zmieniający się pomału w pewne niezadowolenie i może nawet złość.
Będę pamiętać.
Bo było i nie ma...
Mała Iskierka z wielkim sercem...