Przyzwyczajenie czy miłość?
Zacznę od czegoś, czego każdy z nas doświadczył. Mianowicie od MIŁOŚCI. Co to tak w ogóle jest, że wokół tego jest tyle zamieszania? Czy to jest wytwór naszej wyobraźni tak jak 'zmyśleni przyjaciele' w dzieciństwie? Czy jest to może coś prawdziwego? Coś co istnieje? Tylko.. Co my możemy nazwać miłością? Czy spędzanie z kimś czasu, śmianie się, trzymanie za ręce, pocałuki to jest miłość? Czy może bezgraniczne zaufanie, chęć poświęcenia siebie i wszystkiego innego, godzinne rozmowy, wspólne wypady, moze to jest miłość? A może po prostu spanie z kimś możemy tak nazwać? Ciężko określic, tylu ilu nas jest, tyle może być tak naprawdę teorii na ten temat.Ostatnio rozmyślałam nad tym i w sumie miłością możemy nazwać przyzwyczajenie. prawda? Pomyślcie przez moment czy tak nie jest? Chodzimy z kimś na spacery, ktoś się o nas martwi, przytula, pociesza.. My po prostu lubimy to, potrzebujemy tego. Do takich rzeczy bardzo szybko się przyzwyczajamy. Nazywamy to później miłością. I jeżeli już mamy taką osobę, to boimy się po prostu, że z kimś innym byłoby inaczej. Zachowanie tej osoby zupełnie inne, od tej do której się przyzwyczailiśmy. Natomiast jeżeli byśmy zaczęli spędzać czas, poświęcać się trochę dla tej drugiej, to z czasem zaczęlibysmy darzyć ją tym 'uczuciem' zwanym 'miłość'. Moim zdaniem miłości nie ma, po prostu brzmi to ładniej niż 'przyzwyczajenie'. Warto czasami pomyśleć na takie tematy. Choć ciężko jest dojść do jakiegokolwiek rozwiązania, może nam to pomóc w podejmowaniu właściwych decyzji.