godzina czwarta, godzina dwudziesta pierwsza. już jutro jade do tego cholernego miejsca gdzie co kilka miesięcy tną mnie na kawałeczki, bardzo słodko. a co jest najgorsze? to, że moi najbliźsi wiedzą o tym doskonale, lecz nic z tym nie robią. tak bardzo sie tym przejmują.. ale co z tego, kiedy ani jeden z nich nie ma ochoty do mnie przyjechać, czy porozmawiać, czy po prostu posiedzieć? jakież to przejmownie się jest wielkie. zasłużyłam na to. ostatnie noce są jak rzeki, które obmywją mnie z całej szopki ściemniania, że nie mam uczuć. uważajcie, bo ta odsłona może sie przerodzić nie tylko w dobrą stronę. coraz więcej myśli, "co by było gdybym..."
jesteś dla mnie wszystkim Przyjacielu, zawsze będziemy razem, zawsze.. pamiętaj o obietnicy :)