Po dwu/trzydniowej nieobecności, wreszcie jestem! W końcu odzyskałam internet, choć nadal nie wiem jakim sposobem, zarówno jak nie wiem jakim sposobem go straciłam, ale to najmniej istotne.
Dziś byłam u Karola; po całym dniu zjebanego humoru, atmosfery między nami i wydarzeniami z tymi związanymi, spędziłam z Nim miłe popołudnie nie myśląc o tych wszystkich złych rzeczach, sprawach, i o tym, że może nie zdać. Cieszę się z tego niezmiernie. Niemniej jednak kłopoty, złe rzeczy i sprawy nadal są, a Karolowi nadal grozi niezdanie. Mam nadzieję, że wyjdziemy z tego razem i w zakończenie roku pójdziemy razem odebrać świadectwo wolności, a później będzie już sto razy łatwiej i przyjemniej, pomimo paru dni - tygodni rozłąk. Będzie dobrze, wierzę w to. Tak, pierwszy raz wierzę w tę tandetę.
Love You.