photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 27 LISTOPADA 2011
10385
Dodano: 27 LISTOPADA 2011

Polska - Chiny, step 6

Hola!
Każde wstanie w weekend przed 10-tą odbija się znacznie na mojej kondycji psychofizycznej, jednak nie tym razem! Nie przez te trzy tygodnie trwającego w kraju Niedobrego Żarcia - Pucharu Świata, nie przy TAK grającej mojej bandzie! I co? I kolejne 3 punkty i nadal jesteśmy LIDERAMI PUCHARU ŚWIATA (hell yeah! ) A jak to się stało? Otóż...
O godzinie siódmej rano czasu polskiego (błyskotliwe! dodam nawet, że o 15 czasu japońskiego :>), na boisku w Japonii rozgrzewały się dwie drużyny - Polski i Chin. Szczerze? Znowu się denerwowałam, że Chińczycy zaczną z nami robić swoje prywatne Sajgonki. No i oczywiście jak się w pierwszym secie okazało - miałam rację. Przeklinałam każdą negatywną myśl. Zaczęliśmy w składzie: Zibi&Guma&Kubi&Kurek&Wiśnia&Możdżon&Igła - zaczęliśmy delikatnie mówiąc: Nerwowo. Proste błędy w zagrywce, zrywane piłki w ataku, niedokładne przyjęcie, które stało w miejscu. Zdenerwowany Andrea i Chińczycy, którzy jakby mogli, to by całą Fukuokę obiegli po zdobytym punkcie. Czas dla Andrei - pierwszy, spokojny. Nic z tego. Drugi - "chyba będzie ostrzej". Nic z tego. 17:25. Duża próba dla mojej cierpliwości, ale podołałam. Drugi&Trzeci set się też zaczął nerwowo, ale już lepiej. Jarski&Ziomek&Winiar, czyli zmiennicy dali czadu konkretnie :) Nie wiem, na pewno nie jest to obiektywne, ale czuję, że chyba jednak z Łukaszem na rozegraniu nasi czują większą "chemię", mimo że Paweł jest lepszym technicznie siatkarzem. Bartek rozhulał się w ataku, Kuba "huknąl jak z armaty", a Michał "ależ doświadczenie tego siatkarza" Winiarski pokazywał swoje gigantyczne wyszkolenie techniczne. Daliśmy radę! Wygraliśmy ostatecznie ten mecz 3:1.
I był to mecz ciężki, bo i my mieliśmy ciężki dzień. Mało było tego szczerzenia do kamery, długo wchodziliśmy w ten nasz rytm gry. Nie było łatwo, ale czym by było życie, gdyby było łatwo? W sumie... chyba filozofowanie zostawię sobie na później. Dobra, prawdziwe dzieła sztuki rodzą się w bólach - o! To już mi wyszło lepiej :) Tak więc mam nadzieję, że i jutro z USA się coś dobrego nam Urodzi. Oj tam! Co tam USA? Wygramy! Będzie nam ciężko, ale wygramy!

Z tego całego pogmatwania zapomniałam opisać jakże cudownego zdjęcia, jakie zamieściłam. Średnio inteligentny szympans zorientuje się, że na tej fotce widnieje roześmiana facjata i ruda czuprynka "Złotego Smyka" Kuby Jarosza! Brawo Jarski! Ale czymże byłoby to zdjęcie, gdyby nie ta słodka, niebieska Maskotka! Tak, ja to mówię. Napawdę jest słodka. Jak ma być niebieska do końca turnieju, to nie mam nic przeciwko. Żeby tylko nie wróciła zmora Czerwonej i Różowej. Bo one były duże. I bałam się ich. Naprawdę.

Reansumując, to w ogóle widzę, że ktoś to czyta. Zazdroszczę Wam cierpliwości, bo bez kitu, czasami piszę takie gnioty, ale te gnioty są szczere i ja nie do końca za nie odpowiadam. Te gnioty to moje uczucia. Ole!

Step 6 - complete! Coraz coraz coraz bliżej! Magicznie :) Trzymajcie jutro kciuki razy 2343! I za mnie też, bo jutro też będzie dla mnie trudny dzień. Chyba nawet trudniejszy niż mecz z USA.
Trzymajcie się. Mocno!

BIG KISS