Tykanie zegara, pusta szpitalna sala, teraz tak nierzeczywista... Nagie wypolerowane ściany, higieniczna podłoga, sterylne powietrze i odór leków. Tuz pod ścianą dwie postaci. Kobieta w szpitalnej piżamie właśnie upadła, chciała wstać z łózka, ale słabość oddała ją w ramiona klęczącego przy niej mężczyzny. Jej oddech powoli gasł, ale wzrok wciąż miała utkwiony w mężczyźnie... Trzymał ją mocno i tulił do siebie. Była jego największym skarbem, jego wiosną, jego żoną. Tyle wspólnych historii, tyle wspólnego czasu, którego ostatnie sekundy właśnie umykały. Jedna za drugą, tak nieubłaganie szybko.
Patrzyła na Niego spokojnie, delikatnym smutnym wzrokiem.
- Widzę Cię- szepnął i powstrzymał łzy która wypłynęła na jego policzek i zniknęła we włosach kobiety. Jej powieki stały się nagle zbyt ciężkie by móc je podnieść, zaczynało brakować oddechu, jakby płuca stały się zupełnie puste. Ostatkiem sił, wyciągnęła dłoń i przyłożyła mu do serca.
- Ja tez Cię widzę...- leciutka, bezwładna, rączka ześlizgnęła się w dół. Światełko wewnątrz tej małej istotki zgasło... Na bladych ustach pozostał jedynie cień uśmiechu...
Kilka nierealnych sekund później kobieta wstała. Nie oglądała się za siebie, szła tam, gdzie czuła, że iść powinna. Bezdźwięczne kroki, dudniły pogrzebowym marszem w chłodnym korytarzu. Szpitalne podwórko zupełnie puste. Tu nie ma ludzi. Uliczki zasypane uschniętymi liśćmi, a przecież było lato. Nie ma wiatru, a jednak kasztanowe włosy kobiety unosiły się z każdym jej krokiem.Czuła, że dłonie jej marzną. Tak strasznie zimno. Cisza, wszędzie cisza i tylko gdzieś z głębi miasta słychać cichy śpiew. Co raz głośniej i głośniej. Coraz bliżej... Az przy bramie cmentarza ujrzała tych którzy na nią czekali. Wskazali jej drogę. Zobaczyła grupkę ludzi , stali wokół zasypywanego już grobu. Byli tacy niewyraźni, bladzi, rozchodzili się już do domów. Do swoich psów, kotów, kuchenek mikrofalowych i telewizorów. Jedna sylwetka, wciąż jednak stała nad świeżo położonym marmurowym blatem. Była tak soczyście kolorowa. Piękna. Mężczyzna miał długi czarny płaszcz. Nachylił się i położył coś na grobie. Dziewczyna podeszła bliżej. Jedenaście białych lilii spoczywało wśród zniczy. Był taki smutny, taki samotny. Było jej przykro, że to jednak ona pierwsza umarła. Pocałowała go w policzek... nagle zrobiło jej się tak niesamowicie ciepło. Mężczyzna rozejrzał sie, po czym lekko uśmiechnął i przyłożył dłoń do twarzy... Odszedł... a ona wraz z Nim...
Britney Spears- Everytime...
KONIEC KOŃCÓW... byliśmy dla siebie przeznaczeni...
Inni użytkownicy: gustawek171sknerka1999pati991tymonmeowmaajqqviolenceviolencezajdertkamac89pakarola721nikaczika
Inni zdjęcia: Kora i seat. ezekh114"Urwana"droga andrzej73Urząd ma Święto bluebird11Późno już elmar^^ szarooka9325*** staranniemilczysz*** staranniemilczysz*** staranniemilczysz*** staranniemilczysz*** staranniemilczysz