photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 30 WRZEŚNIA 2010
50
Dodano: 30 WRZEŚNIA 2010

Część druga

Nagle pies podniósł łeb i zaczął nasłuchiwać. Po chwili zwierze zerwało się i pobiegło w stronę wejściowych drzwi.

- Saba! Krzyknął za nim Marek, ale bez skutku.

  Chłopak z westchnieniem zamknął laptopa i ruszył w ślad za psem. Ten siedział na dywanie w przedpokoju i usilnie wpatrywał się w drzwi.

- Co jest piesku? Chcesz wyjść? Zapytał, patrząc na zwierze. - No dobra. Pomyślał Marek i z westchnieniem zdjął z wieszaka smycz. - Chodź Saba. Rzekł otwierając drzwi.

  Kiedy tylko je uchylił, pies wyskoczył na zewnątrz i jak strzała pomknął w ciemność. Po chwili już go nie było.

- Saba! Saba! krzyknął za nim zdezorientowany chłopak Saba wracaj! - Rozejrzał się za czworonogiem, ale na dworze ciemno było, że oko wykol. Wrócił więc do domu po latarkę i zły jak wszyscy diabli poszedł szukać psa. Sprawdził podwórze, altanę i ogród za domem, ale Saby nigdzie nie było.

- Co mu odbiło? Pomyślał zirytowany do ostateczności. Nigdy tego nie robił. Saba! Krzyknął w ciemność. W odpowiedzi usłyszał ujadanie. Dochodziło z zachodu, czyli stamtąd, gdzie znajdował się przylegający do ogrodu las.

- No ładnie, zabrać miejskiego psa na wieś& - Mruknął sam do siebie i podszedł do furtki w płocie otaczającym ogród. Otworzył ją z piskiem nieoliwionych zawiasów i po raz kolejny zawołał psa. Bezskutecznie.

  Zaklął więc pod nosem i wszedł pomiędzy drzewa. - Saba. Saba! krzyczał, kierując światło latarki nisko na zarośla Saba wracaj!

Szedł dalej, ale pies wsiąkł jak kamfora. Chciał już wracać do domu, kiedy w zaroślach, jakieś trzy metry przed nim coś zabłyszczało. Skierował tam snop światła i przyjrzał się dokładniej. Dwa okrągłe, symetryczne punkty odbijające blask latarki. Oczy zwierzęcia.

- No jesteś wreszcie! Marek odetchnął i postąpił krok naprzód, ale zatrzymał się. Te oczy były zbyt duże, nie należały do Saby. Stał tak i patrzył w hipnotyzujące go, błyszczące ślepia.

  Nagle usłyszał tuż za plecami głuche warczenie. Przerażony odwrócił się i skierował latarkę w stronę, z której dochodził dźwięk. Saba stał tuż za nim i warczał, obnażając kły. Oślepiony światłem pies natychmiast odskoczył w bok, znikając Markowi z oczu.

- Saba! krzyknął chłopak i spojrzał tam, gdzie przed chwilą znajdowały się osobliwe ślepia.

Nie było ich teraz, w zaroślach nic już nie błyszczało.

- A pieprzyć to pomyślał i chciał już wracać do domu. Nie zdążył jednak zrobić kroku, kiedy z głębi lasu dobiegło wściekłe ujadanie Saby.

  Marek zapomniał o strachu sprzed chwili i puścił się biegiem w stronę, z której dochodził dźwięk. Biegł przez zupełnie ciemny las, roztrącał gałęzie, co chwila potykał się o korzenie, latarka okazała się bezużyteczna. Ujadanie przeszło w skowyt, potem w skomlenie, coraz słabsze, aż nastała cisza.

- Gdzie teraz? Pomyślał chłopak Saba! Krzyknął, ale bez nadziei, że to poskutkuje.

  Nasłuchiwał i wodził latarką wokoło, próbując ustalić, w którą stronę powinien teraz pójść.

- Zaraz, a jak teraz wrócić? Pomyślał i uświadomił sobie, że zaszedł tak daleko, że nie wie, gdzie jest. Nagle coś poruszyło się w świetle latarki.

- Może to Saba? pomyślał i teraz już powoli, uważając na korzenie i gałęzie, ruszył przed siebie.

- Boże! Saba! krzyknął chłopak i klęknął. Przed nim leżał zakrwawiony pies. Oddychał, łapy darły jeszcze mech, ale na pierwszy rzut oka widać było, że sytuacja jest beznadziejna.

- Piesku&- szepnął Marek i pogładził umierające zwierze po łbie. Trwało to jeszcze przez chwilę, aż pies skonał.

  Chłopak chciał go już wziąć na ręce i zabrać ze sobą, kiedy na lewo od siebie usłyszał cichy, rytmiczny szmer. Wsłuchał się w ten dźwięk.

- Coś się zbliża. Zrozumiał i zerwał się na nogi. Odwrócił się w tamtą stronę i tuż przed sobą, na wysokości twarzy, ujrzał błyszczące ślepia. Nie myśląc już o niczym zerwał się do ucieczki, latarka upadła na ziemię.

- Trzeba biec! Przemknęło mu przez głowę - Nieważne gdzie, nieważne dokąd, byle szybciej! Uciekać, uciekać!

  Pędził przez kompletnie ciemny las, za plecami słyszał coraz bliższy odgłos łap, strach podcinał mu nogi, potknął się raz i drugi, w końcu upadł. Wszystko zgasło, zakotłowało się, coś go pochwyciło, rzuciło nim, poczuł ból w prawej dłoni, ostatnim rozpaczliwym zrywem targnął się&.i obudził.

  Otworzył oczy i krzyknął z bólu. W powietrzu unosił się przykry zapach tlącego się papieru. Prawa dłoń bolała, papiery, na których leżała były spopielone, słaby płomyk lizał róg Encyklopedii Anatomii. Saba siedział obok swego pana, skomląc niespokojnie i trącając go pyskiem. Chłopak zagasił tlące się papiery, pogłaskał psa i poszedł do łazienki, opatrzyć poparzoną dłoń.

- Cholera, ciekawe co by na to powiedzieli chłopaki z psychologii. Pomyślał bandażując ranę. Zmieniam studia.- Zawyrokował. I rzucam palenie.

 

Komentarze

skonieczka1991 Niezmiennie wkurzają mnie te znaczki - !! -
30/09/2010 23:04:06
skonieczka1991 Troche szkoda, że można dodać tylko taki krótki opis.... Muszę wrzucać takie rzeczy kawałkami, a to psuje i tak pewnie słabe wrażenie :)
30/09/2010 23:02:32

Informacje o skonieczka1991


Inni użytkownicy: lexiorliluux3haowsidzidzi99nicoleee222xpaczeolihebygunmagda2025aikata13veryverydream


Inni zdjęcia: ... harrypottergalleryDysneyland dla dorosłych bluebird11660. naginiiiJa nacka89cwaZamek patrusia1991gdPrzydrożnie. ezekh114;) patrusia1991gd1545 akcentovaWiatr svartig4ldur... maxima24