Nagle pies podniósł łeb i zaczął nasłuchiwać. Po chwili zwierze zerwało się i pobiegło w stronę wejściowych drzwi.
- Saba! Krzyknął za nim Marek, ale bez skutku.
Chłopak z westchnieniem zamknął laptopa i ruszył w ślad za psem. Ten siedział na dywanie w przedpokoju i usilnie wpatrywał się w drzwi.
- Co jest piesku? Chcesz wyjść? Zapytał, patrząc na zwierze. - No dobra. Pomyślał Marek i z westchnieniem zdjął z wieszaka smycz. - Chodź Saba. Rzekł otwierając drzwi.
Kiedy tylko je uchylił, pies wyskoczył na zewnątrz i jak strzała pomknął w ciemność. Po chwili już go nie było.
- Saba! Saba! krzyknął za nim zdezorientowany chłopak Saba wracaj! - Rozejrzał się za czworonogiem, ale na dworze ciemno było, że oko wykol. Wrócił więc do domu po latarkę i zły jak wszyscy diabli poszedł szukać psa. Sprawdził podwórze, altanę i ogród za domem, ale Saby nigdzie nie było.
- Co mu odbiło? Pomyślał zirytowany do ostateczności. Nigdy tego nie robił. Saba! Krzyknął w ciemność. W odpowiedzi usłyszał ujadanie. Dochodziło z zachodu, czyli stamtąd, gdzie znajdował się przylegający do ogrodu las.
- No ładnie, zabrać miejskiego psa na wieś& - Mruknął sam do siebie i podszedł do furtki w płocie otaczającym ogród. Otworzył ją z piskiem nieoliwionych zawiasów i po raz kolejny zawołał psa. Bezskutecznie.
Zaklął więc pod nosem i wszedł pomiędzy drzewa. - Saba. Saba! krzyczał, kierując światło latarki nisko na zarośla Saba wracaj!
Szedł dalej, ale pies wsiąkł jak kamfora. Chciał już wracać do domu, kiedy w zaroślach, jakieś trzy metry przed nim coś zabłyszczało. Skierował tam snop światła i przyjrzał się dokładniej. Dwa okrągłe, symetryczne punkty odbijające blask latarki. Oczy zwierzęcia.
- No jesteś wreszcie! Marek odetchnął i postąpił krok naprzód, ale zatrzymał się. Te oczy były zbyt duże, nie należały do Saby. Stał tak i patrzył w hipnotyzujące go, błyszczące ślepia.
Nagle usłyszał tuż za plecami głuche warczenie. Przerażony odwrócił się i skierował latarkę w stronę, z której dochodził dźwięk. Saba stał tuż za nim i warczał, obnażając kły. Oślepiony światłem pies natychmiast odskoczył w bok, znikając Markowi z oczu.
- Saba! krzyknął chłopak i spojrzał tam, gdzie przed chwilą znajdowały się osobliwe ślepia.
Nie było ich teraz, w zaroślach nic już nie błyszczało.
- A pieprzyć to pomyślał i chciał już wracać do domu. Nie zdążył jednak zrobić kroku, kiedy z głębi lasu dobiegło wściekłe ujadanie Saby.
Marek zapomniał o strachu sprzed chwili i puścił się biegiem w stronę, z której dochodził dźwięk. Biegł przez zupełnie ciemny las, roztrącał gałęzie, co chwila potykał się o korzenie, latarka okazała się bezużyteczna. Ujadanie przeszło w skowyt, potem w skomlenie, coraz słabsze, aż nastała cisza.
- Gdzie teraz? Pomyślał chłopak Saba! Krzyknął, ale bez nadziei, że to poskutkuje.
Nasłuchiwał i wodził latarką wokoło, próbując ustalić, w którą stronę powinien teraz pójść.
- Zaraz, a jak teraz wrócić? Pomyślał i uświadomił sobie, że zaszedł tak daleko, że nie wie, gdzie jest. Nagle coś poruszyło się w świetle latarki.
- Może to Saba? pomyślał i teraz już powoli, uważając na korzenie i gałęzie, ruszył przed siebie.
- Boże! Saba! krzyknął chłopak i klęknął. Przed nim leżał zakrwawiony pies. Oddychał, łapy darły jeszcze mech, ale na pierwszy rzut oka widać było, że sytuacja jest beznadziejna.
- Piesku&- szepnął Marek i pogładził umierające zwierze po łbie. Trwało to jeszcze przez chwilę, aż pies skonał.
Chłopak chciał go już wziąć na ręce i zabrać ze sobą, kiedy na lewo od siebie usłyszał cichy, rytmiczny szmer. Wsłuchał się w ten dźwięk.
- Coś się zbliża. Zrozumiał i zerwał się na nogi. Odwrócił się w tamtą stronę i tuż przed sobą, na wysokości twarzy, ujrzał błyszczące ślepia. Nie myśląc już o niczym zerwał się do ucieczki, latarka upadła na ziemię.
- Trzeba biec! Przemknęło mu przez głowę - Nieważne gdzie, nieważne dokąd, byle szybciej! Uciekać, uciekać!
Pędził przez kompletnie ciemny las, za plecami słyszał coraz bliższy odgłos łap, strach podcinał mu nogi, potknął się raz i drugi, w końcu upadł. Wszystko zgasło, zakotłowało się, coś go pochwyciło, rzuciło nim, poczuł ból w prawej dłoni, ostatnim rozpaczliwym zrywem targnął się&.i obudził.
Otworzył oczy i krzyknął z bólu. W powietrzu unosił się przykry zapach tlącego się papieru. Prawa dłoń bolała, papiery, na których leżała były spopielone, słaby płomyk lizał róg Encyklopedii Anatomii. Saba siedział obok swego pana, skomląc niespokojnie i trącając go pyskiem. Chłopak zagasił tlące się papiery, pogłaskał psa i poszedł do łazienki, opatrzyć poparzoną dłoń.
- Cholera, ciekawe co by na to powiedzieli chłopaki z psychologii. Pomyślał bandażując ranę. Zmieniam studia.- Zawyrokował. I rzucam palenie.
Inni użytkownicy: lexiorliluux3haowsidzidzi99nicoleee222xpaczeolihebygunmagda2025aikata13veryverydream
Inni zdjęcia: ... harrypottergalleryDysneyland dla dorosłych bluebird11660. naginiiiJa nacka89cwaZamek patrusia1991gdPrzydrożnie. ezekh114;) patrusia1991gd1545 akcentovaWiatr svartig4ldur... maxima24