Boston, maj 1975
Kimkolwiek byłeś
Zawsze byłeś ulotny, znikałeś na tyle czasu, ale który to już rok, gdy nie pamiętam Twojego imienia. Już nie potrafię go wymówić, ono po prostu nie brzmi. Co się w Tobie zmieniło?
Zdążyłam znienawidzić to miejsce do szpiku kości, ale wciąż tu jestem, bo nie zawalczyłeś o mnie. Miłość to ciężka sprawa, obawiam się, że uciekliśmy od niej zbyt daleko. Znów trzasnęły drzwi, zaraz przed moją twarzą. Co z tym zrobisz?
Papieros się wypala, dym ucieka w górę. Nie powstrzymuję go- jak Ciebie- lubię spoglądać na jego wolność, jego płynność.
Bałam się, boję się, będę się bać. Dlaczego? Bo w aktualnej sytuacji strach stał się bliższy niż Ty kiedykolwiek. Już nawet śmierć zagląda mi przez ramię. Czuję jej zimny oddech, jest bardzo lekki. Lżejszy, niż Twoje puste słowa rzucane na wiatr. Zaczynają boleć mnie oczy od płaczu.
Schowajmy się przed światem raz jeszcze. Zabierałeś mnie w tak piękne miejsca, pokazywałeś tak piękne rzeczy, prawie tak piękne jak my, gdy nasze dusze jeszcze potrafiły mówić. A teraz milczą, przynajmniej moja, wiatr mi ją odebrał. W to listopadowe popołudnie, pamiętasz? W ten jedyny, ostatni.
Nadużywałam Twojej dobroci, ale tylko od Ciebie ją miałam, była niezastąpiona. Kochałam Twoją empatię oraz wolę zrozumienia mnie. Mój duch był Twoim domem, zawsze odkrywałeś nowie pomieszczenia, komnaty- tak mówiłeś
A więc pozwól mi zamilknąć już na wieki, wieków, amen.
Twoja wrona.
Inni użytkownicy: karolinapiwkokacyczeklexiorliluux3haowsidzidzi99nicoleee222xpaczeolihebygunmagda2025ai
Inni zdjęcia: W ciepły dzień elmarWakacyjne dziewczyny bluebird11Ja nacka89cwaKanna....:) halinam"Hej, idę w las." ezekh114Coś krótki. ezekh114Brak zdjęć patusiax395Kocio kerisJeep ? ezekh114Casus tęczy ? ezekh114