Żywa krew
Dziś znów skała się osunęła,
ja siedziałem na dole związany,
musiałem bezradnie patrzeć jak spada.
Było wysoko, ale dostatecznie widziałem,
jak każde uderzenie o ścianę góry
rozbija jej ciało.
Roztrzaskuje się o ziemię.
Krew z rozbitych ran
uderza w moją twarz,
z braku wytchnienia zamykam oczy.
Słyszę jak oddycha, ciężko oddycha.
Nie umiera, nawet śmierć jej nie chce.
Siedząc tu żałosnym wzrokiem
patrzę w niebo - bałagam Boga,
"Zabierz, proszę zabierz ..."
Po czym budzę się rano,
ale to nie był sen.