[Zdjęcie jeszcze jedno z Woodstocka. Bo mi się podobało.]
Chciałabym wykrzyczeć kilka słów. Żeby nie pozostawiły już żadnych wątpliwości. Ale i tak nikogo by one nie interesowały. Byłoby to całkiem bezcelowe.
Kocham deszcz, deszcz oczyszcza, tak jak tabaka. Tylko że tabaka nie uzależnia, wcale a wcale. Chciałabym znów poczuć na skórze te chłodne, agresywne krople, rozchylające dekolt, prześlizgujące się po skórze, przesączające przez bieliznę.
Chciałabym powiedzieć wszystkim, że są głupi. Głupi i dziecinni, bo udają kogoś, kim nie są i nigdy nie będą. Ale to modne. Wiem, oni się nigdy nie przyznają, że to modne. To prawdziwe, powiedzą. I kij im w oko.
Chciałabym też urodzić się kimś innym. Prostszym. Stułbią na przykład. Dość mam myśli pałętających się po głowie, poruszających wyobraźnię i rozpalających zmysły. Nie tak powinno być. Zagubić się raz na zawsze w narkotycznym półśnie, stracić ostrość widzenia, znów móc się zachwycać niczym. I wszystkim równocześnie.
Pozbyć się sprzeczności bym chciała. Być wszędzie i nigdzie bym chciała. Czarną i zieloną bym być chciała. Ale w życiu nie bywa czarno albo biało. Nigdy.
Chciałabym przede wszystkim, żeby On wrócił.
I nikomu nie powiem, co mnie podnieca. Co śni mi się po nocach. A czasem i na jawie. Bo chciałabym...
I nie powiem, czego bym chciała. Bo nie. Bo sama tego nie wiem.