myśl pozytywnie 

fot. pierwszy dzień Mistrzostw Europy

Wyjechaliśmy w czwartek o 23:30, 1000 km przed nami do St.Michaelisdonn na północy Niemiec. Dojechaliśmy już na 9:30 (te niemieckie autostrady :P) i pojechaliśmy na miejsce zawodów. Zapoznaliśmy się z terenem, wyprowadziliśmy psy i ruszyliśmy na miejsce zakwaterowania. Domek elegancki, zresztą jak wszystkie w okolicy, właścicielka super, nie miała na szczęście problemu w zrozumieniu mojej mieszanki języka niemieckiego, angielskiego i polskiego.. Trasa przetruchtana z Dominikiem i panem Bogdanem też wydawała się bardzo fajna - płasko, długie proste, jedynie 300 -  metrowa mijanka i kilka kałuż mogły nas spowolnić. Wieczorem dowiedziałam się, że startuję pierwsza. Trochę się zestresowałam, najlepiej startować na końcu bo pies ciągnie za resztą.. 

Rano przyjechaliśmy na stakeout, pierwszy wystartował Maciek, potem Dominik. Przed wyruszeniem na start czułam, że jestem spóźniona ale to już chyba normalne.. ze stresu zapomniałam o której dokładnie startuję. Nasz team leader Łukasz powiedział, że mam minutę do startu jednak chyba było to 30 sekund, bo stanęłam na linii startu, przepięłam Iwana na szelki, usłyszałam "drei, zwei, ein" i zanim zdążyłam pomyśleć, że to mi odliczano, Łukasz pchnął Iwana do przodu i pobiegliśmy. 5 km przed nami. Wcześniej wspomniana mijanka przebiegnięta bezproblemowo, po około 2 km wyprzedziła mnie czeszka, po 3 km finlandka i do mety widziałam ją już cały czas. Na ostatniej prostej przyspieszyłam i 300 metrów do mety trzymałam to tempo, Iwan końcówki niestety mnie nie pociągnął. I wreszcie meta, już wiem, że daliśmy wszystko z siebie i lepiej na ten dzień być nie mogło.. Jutro jeszcze raz 5 km. Jak narazie jestem piąta i raczej  się to nie zmieni, chociaż wszystko jest możliwe...