photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 23 PAŹDZIERNIKA 2014 z kamerki
76
Dodano: 23 PAŹDZIERNIKA 2014

1.

tak. zaczynam to od początku. miałam skończyć dodawać te noteczki, ale chyba to lubię. skończę dodawać je pod publikę, z własnymi zdjęciami i opisem jedynie wybranych sytuacji, z szyframi i całą resztą. skoro nie potrafię się otworzyć przed innymi to spróbuję chociaż przed samą sobą. nawet nie wiem od czego zacząć. mam w sobie takie przekonanie, że napisanie, wypowiedzenie czy okazanie w jakikolwiek sposób złych emocji jest "gimbusiarskie". jest we mnie jakaś wewnętrzna blokada, która nie pozwala mi na wyrzucenie z siebie emocji. tłamszę je w sobie od zawsze. teraz myślę sobie, że chciałabym napisać, ze to dlatego, że przejechałam się już tyle razy, ale jeśli chciałabym podać konkretny przykład to jest mi ciężko. kilka przyjaźni i bliskich relacji się skończyło, ale nie było sytuacji, w której ktoś wykorzystałby cokolwiek, co powiedziałam, przeciwko mnie. dlatego tym bardziej nie wiem, skąd się to wzięło. trudność sprawia mi chociażby nazwanie uczucia, jakie w danym momencie odczuwam.  z łatwością mogę okazać komuś nienawiść, złość czy nawet pogardę, ale ogromną trudność sprawia mi nawet wypowiedzenie słów 'kocham Cię' do najważniejszych osób w moim życiu. czuję to, wiem, jestem pewna. ale dlaczego te słowa są dla mnie jakby obce, nienzane, jakby przechodząc mi przez usta automatycznie zmieniały postać. ciężko mi to opisać. w końcu jak można wytłumaczyć coś, czego samemu się nie rozumie. tym bardziej, ze na pytanie 'kochasz mnie?' bez zastanowienia mogę odpowiedzieć tak, ale gdy przychodzi do wyrażenia czegokolwiek więcej, do opowiedzenia o czymś z wnętrza, po prostu mam zakneblowane usta i nie jestem w stanie wypowiedzieć słowa patrząc komuś w oczy... może wzięło mi się to z domu. nigdy w życiu, przez prawie 18 lat nie powiedziałam na głos do któregokolwiek z rodziców 'kocham Cię'. i nie chodzi tu o to, ze jakaś patola i te sprawy haha, naprawdę ich kocham i są wspaniałymi ludźmi. teraz, jak tak o tym myślę to stwierdzam,że u nas w domu zawsze była jakaś bariera. przez całe dzieciństwo właściwie wstydziłam się powiedzieć te słowa, głupio nawet było mi mówić do rodziców w inny sposób niż mama i tata, żadnego 'mamuś, mamusiu, tatuś, tatusiu'. nigdy. nawet teraz używam takich zwrotów jedynie w zartach, podczas gdy w innych rodzinach to zupełnie naturalne. może to wychowanie, zwane przeze mnie cichym wychowaniem, jako że nie mówiło się o uczuciach i właściwie nie mówiło się równiez o wielu innych rzeczach, nauczyło mnie domyślać się prawdy, domyślać się czego chcą inni, może nawet ono spowodowało u mnie zainteresowanie psychologią. tak, i fajnie by było, gdyby tutaj był koniec. ale co z ograniczeniem emocjonalnym, co z poczuciem winy, za każdym razem, kiedy jednak domysły okazały się błędne, co z kontaktem w rodzinie, opierającym się jedynie na kilku zdaniach zamienionych co jakiś czas? przez to tłumienie dosłownie wszystkiego w środku, narasta we mnie jakiegoś rodzaju gniew. nauczyłam się już nawet nie okazywać nikomu łez i słabości. jedynymi osobami, które potrafią mnie doprowadzić do płaczu, są właśnie rodzice. im naprawde nie trzeba wiele, najmniejsza kłótnia, sprzeczka, wyrzut z ich strony, a wszystko się we mnie rozpada. nawet pisząc takie słowa nie mogę powstrzymać chociaż tych kilku łez. boję sie, ze znów staję się słaba i krucha. zdarza mi się nawet, że przez maleńki drobiazg, o którym pomyślę wracając ze szkoły, ledwie przekroczywszy próg pustego mieszkania, wybucham płaczem. i to nie są 3 łzy, które spłyną mi po policzkach. dostaję prawdziwej histerii, dławię się łzami, ciężko łapię każdy oddech, zwijam się leżąc na łóżku i zaciskam dłonią usta, by choć trochę się opanować. po kilkunastu minutach uspokajam się, od nowa nakładam makijaż, tak aby jak najbardziej zatuszować opuchliznę oczu, a następnie przechodzę do normalnych zajęć, jakby ta sytuacja nigdy nie miała miejsca. wydaje mi się, ze to nie jest normalne. tym bardziej, jeśli uważam się za osobę szczęśliwą. nie mówię tu, że szczęśliwi nie płaczą, ale wydaje mi się, że nie w taki sposób, że nie wtedy, kiedy nie mają pojęcie, dlaczego płaczą. lub nie chcą wiedziec. zauważyłam, że moja podświadomość ukształtowała się już tak. aby odrzucać ode mnie wszystko, co mogłoby wywołaś jakieś głębsze emocje, a w szczególności cierpienie. ostatnio myślałam o wieku szkoły podstawowej. mam takie małe wspomnienie, kiedy na wycieczce klasowej do zoo, zeskoczyłam z murku, tym samym wskakując prawdopodobnie do jakiejś zagrody. nid wiem czy to przez szok, w jakim byłam, czy przez czas, jaki upłynął od tego wydarzenia, czy moze przez to, ze moj mózg odrzuca to wydarzenie, ale nie pamietam prawie nic. wszystko jest za mgłą, jakby to był jakiś stary sen. jakieś drobne szczegóły przelatują mi przez głowe, ale nie mają związku. nie mowiłam o tym nigdy nikomu. nawet nie wiem dlaczego, bo opowiadałam o różnych żenujących przygodach z dzieciństwa. ale tamta musi być jakaś inna. nie przyznałam się nawet rodzicom zaraz po powrocie z wycieczki. też potrafiłam udawać, ze nic sie nie stało i po prostu przejść do trybu codziennego. wydarzenie to widziało wiele osób, jednak wszyscy już zapomnieli. byliśmy dziećmi, wiec nigdy owy temat nie wrócił w trakcie wspomnień czy opowieści z czasów podstawówki. jednak ja ciągle mam to w głowie. i chociaż ciężko doszukać mi się w tym jakiegoś przekazu, jakiegoś ukrytego znaczenia to ciągle w mojej głowie pojawia się myśl, że gdyby było bez znaczenia, to dawno by zniknęło. chciałabym iśc do psychologa. porozmawiać z kimś, kto wiem, ze nie mialby najmniejszego celu w powielaniu moich tajemnic. do kogoś, komu przede wszystkim nie starałabym sie udowodnić, ze jestem silna, ze mam cudowne życie i ze umiem poradzić sobie ze wszystkim. myślę, ze to mój kolejny problem. nie potrafię mowic o swoich słabościach. mogę wyśmiewać innych, ale u siebie wszystkie wady staram siię chować jak najgłębiej, tak aby nikt nigdy ich nie dostrzegł. był okres, kiedy stałam się pewniejsza siebie, jednak znowu to wszystko gdzieś zniknęło. zdałam sobie sprawę z tego, ile mam kompleksów, jak często porównuję się do innych dziewczyn, jak z zazdrością patrzę na ich wygląd, ale też jak często zazdroszczę komuś życia, popularności, a nawet doświadczenia czy ambicji. czuję się w pewnien sposób pusta, niedokończona.nie wiem co ze sobą zrobić, nie mam planów, chyba nawet nie mam marzeń, nigdy nie wiem czego chcę, ale zawsze od wszystkiego uciekam. tak, w tym jestem dobra. w uciekaniu od problemów, w uciekaniu od zobowiązań, w uciekaniu od planowania, w uciekaniu od kurwa wszystkiego, do czego potrzeba choć trochę wysiłku i zaangażowania, a przede wszystkim w uciekaniu od spraw ważnych.

Komentarze

paraswiadomosc trzeba gdzies wyrzucac mysli i emocje, to wcale nie jest gimbusiarskie . ''dlaczego te słowa są dla mnie jakby obce, nienzane, jakby przechodząc mi przez usta automatycznie zmieniały postać. '' - tak bardzo jest mi to znane... sprobuj sie przelamac i isc jednak do psychologa, moze gdy z kims porozmawiasz to chociaz troche zrobi Ci sie lepiej na sercu
23/10/2014 17:26:26
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika elskerdea.