No tak, wieczorem kantar wypucowałam na błysk, rano załozyłam przy wypuszczaniu, przyszłam troszkę później a on i kantar wyglądali tak. Przy czym wziełam sie za czyszczenie a ten mi szczotke z ręki i w nogi i tak w kółko aż w końcu go przywiązałam i był PRAWIE grzeczny po za tym, że ciągle chciał mi odebrać szczotki. Ale daremnie.
Na obecną chwilę, pięknie się prowadzi, wiele pracy nie włożyłam w to lecz duuuużo cierpilwości i uczucia. Żeby dał sie prowadzić bez zatrzymywania, wspinania przede wszystkim bo to non stop, gryzienia. Ładnie a nawet prawie idealnie daje nóżki. I wreszcie zaczyna przypominać ogiera a nie wygłodzone chuchro które stało tylko po to by stać. Wrrr!
Co najpiękniejsze?
Że kiedy mnie widzi/słyszy biegnie do mnie rżąc. :)))
MOJE KOCHANE OGIERZYSKO!!!!!
<333