malutki Maluszek i jej zdanie na temat panującej aury. Jeżdżenie sparaliżowaną pupką po zamrożonym trawniku przy -13 stopniach nie może wszak należeć do najbardziej górnolotnych rozrywek.
ano właśnie. Amator ma wolne. Od listopada. A ja tkwię w zawieszeniu, ciągle jeszcze mając nadzieję, że moje poprzednie życie do mnie wróci. Bardzo dużo się pozmieniało, niespodziewane obowiązki spadły na mnie z nikąd. Jednego dnia poszłam na koncert i balowałam kolejne dwa, trzeciego natomiast byłam szkolona w świeżo zdobytej pracy. Okazało się, że neurochirurgia zwierząt to nie jest wcale jakaś tania impreza, a przy okazji, że nawet gdyby była tańsza o połowę, to i tak nie byłoby mnie w żadnym wypadku stać na to, by pomóc Maluszkowi. Musiałam zatem pójść do pracy, a potem pojeździć trochę po Polsce, potłuc się ze sparaliżowanym psem autobusami i nieprzespać kilku nocy. Dzisiaj mija 53 dzień od operacji. A Maluszek jak nie chodził, tak nie chodzi. Ale za to kłaczki na pleckach powoli odrastają.
ciągle mam nadzieję, że wszystko wróci do swojego pierwotnego stanu. Ja będę mogła zawalać szkołę przez lenistwo, a nie pracę w innym mieście, Maluszek będzie znów osiedlowym hasaczem nienadającym się do bloku i irytującym sąsiadów swoją podejżliwością i ciągłym szczekaniem, a w weekandy będziemy siedzieć u Amatora na łące. Resztę jakoś się ogarnie.
mocno trzymam kciuki za Małą, jak będziecie mieć chwilę i akurat wolne ręce, to też potrzymajcie, proszę. Może pomoże. Byłoby super.