photoblog.pl
Załóż konto
Kategoria:
166
Dodane 10 STYCZNIA 2016
2366
Dodano: 10 STYCZNIA 2016

umarłminiepamiętnik.

 

 

I am not done, can't break through these walls

why am I not falling apart, let me just fall apart

can't move on, I've waited so long

how long does it take to forget, did you already forget?

 

oh, old heart, don't you die

I know he left all of these scars, I know he left all of these whys

oh, my mind was in denial, I couldn't run after my stars, I couldn't just tell you goodbye

 

 

 

ludzie raczej słabi są, ja to słabo znoszę. wyjątkowo trudno znaleźć słowa, gdy ma się zbyt wiele do powiedzenia, ale też świadomość, jak paskudnie trafią owe w otchłań i jeśli się odbiją, to jedynie o czarny bezkres nocy, nie czyjeś przysłuchujące z życzliwością uszy. pytanie, powinnam zadać pytanie, czy analizowaliście kiedykolwiek inne scenariusze życia, które prowadzicie mniej lub bardziej pieczołowicie. bez pytajnika, bo pytajników stawiać nie sposób, gdy jest się odpowiedzi pewnym tak intensywnie. warto wierzyć w swoich scenarzystów i możliwie najkorzystniej wykorzystywać wszelką drogą, uliczkę i zakątek światka, które Wam przypisali, jednakże zawsze miodem dla serca są myśli o pozostałych opcjach, nawet jeśli są opcjami z ogółu bardziej satysfakcjonującymi, paradoksalnie dobrze jest nam nad nimi rozważać, bo nigdy nie uświadomimy sobie, czy byłyby odpowiedniejsze faktycznie, czy jedynie w naszej wyobraźni, a przecież ludzie miłują się w iluzjach najmocniej, ale to już wszyscy wiemy. w tych światkach, w których postanowiłam sobie pożyć, niejednokrotnie pozwolono mi usłyszeć, że "a gdyby to wyglądało tak, a gdyby tak było, a gdyby było inaczej, dobrze, lepiej, najcudowniej", ludzie potrzebują wygłaszać takie frazesy, ja to w pełni akceptuję i czasem nawet nie neguję, choć w dość odległym w przeszłości momencie postanowiłam, że nigdy nie zechcę kreować w wyobraźni opcji chwilowo nieprawdopodobnych, to kwestia samodzielnie wpojonych pozotywnych wyszukań, szukam zawsze i bez wytchnienia pozytywnego wydźwięku każdej odwrotnej w skutkach sytuacji, bo szczerze sobie ufam, że tylko całe moje piekło sprawiło, że teraz jestem właśnie tym człowiekiem, za jakiego się uważam, a nawet za jakiego uważają mnie inni, że z tego powodu potrafię przewyższać istnienie mojej mamy i siostry nad swoje, czy czasem swoje całkiem wykluczyć, i wiem, że to dobre, że sama robię sobie dobrze robiąc dobrze innym, i prawdopodobnie będzie tak zawsze. to nie jest złe, to nie kolejne spaczenie do uzdrowienia na terapii, to ja. mogłam być gorsza, mogłam przykładowo odwrotnie. więc się cieszę, bo mam powód. ale naprawdę chciałabym, chcę, potrzebuję, wprowadzić zmiany w ten kończący fragment mojego scenariusza, pierwszy raz, może jedyny, ale proszę, pozwólcie mi. 

nigdy nie rozumiałam, jakim sposobem dla kogoś grób może być miejscem ważnym, bo nigdy nie miałam bliższej świadomości, że w właśnie tym kawałku ziemii faktycznie w jakiejkolwiek formie istnieje osoba, nadal osoba, nadal w jakiś sposób realna. gdy umiera ktoś bliski, a nie mówię o bliskości emocjonalnej, nawet tylko tej z przyzwyczajeń czy prawnych formalności, wtedy staje świat. nie potrafię przypomnieć sobie, czy przez ten miesiąc samochody przejeżdżały przez ulicę, czy dzień zamieniał się w noc, czy na świecie stały się jakkolwiek większe krzywdy, czy kogoś zamordowano, czy ktoś cierpiał, czy istniało też jakiekolwiek szczęście. tego miesiąca nie było i nigdy nie uwierzę, że mógł w rzeczywistości trwać. życzyliście kiedykolwiek komuś śmierci? czy w momencie takowych życzeń choćby spróbowaliście sobie realnie wyobrazić, że powyższe ma miejsce, że się dzieje, że jesteście tego świadkiem, świadkiem samej śmierci? nie, bo nie ma sposobu, który by Wam to umożliwił, choćbyście pałali nienawiścią największą z możliwych, nigdy nie sprawicie, że to Was nie dotknie. że Was ominie, że Wasze wcześniejsze słowa zakończycie zdaniem "nareszcie się stało". może, gdybym któregoś dnia dowiedziała się, że znaleźli Go w rowie. że zamarzł, że się zapił w swoim starym pokoju, w którym spędził całe dzieciństwo, które Mu odebrano, który w dużym stopniu sprawił, że i moje postanowił mi odebrać. ale przez to, że byłam tego świadkiem, że przez wcześniejszy miesiąc byłam świadoma, widziałam, słyszałam, nawet czułam Jego dotyk, gdy w szpitalnym łóżku potrzebował trzymać czyjąś dłoń, a tylko moja była w pobliżu. nie wiem, czy faktycznie nikt nie zasługuje na śmierć, ale On nie zasługiwał na śmierć w samotności. nie mogłam, po prostu nie mogłam. nie, nie wybaczyłam Mu. ale nigdy nie uda mi się powiedzieć, że chciałam, żeby to w ten sposób się skończyło. chciałam, żebyśmy nie musiały z Nim żyć. nie chciałam Go żegnać. nie chciałam, żeby przestał istnieć. nie wykluczam, że może gdzieś w czeluściach moich dysfunkcyjnych odczuć pragnęłam, żeby się pozbierał, żeby udowodnił, choćby i mnie na złość, że się mylę, że podoła, że zacznie naprawdę żyć. ale On postanowił przestać, pozwolił nam żyć dalej, w tym mieszkaniu, samodzielnie, samotnie, razem i między sobą, więc dobrze, odnalazł jedyny sposób, dzięki któremu nie zagrozą nam w przyszłości długi, dzięki któremu zwyczajnie nie musimy się martwić, a możemy się cieszyć. więc dlaczego nie potrafię się cieszyć. nie potrafię nawet płakać, choć czuję ścisk w krtanii, nie potrafię wypowiadać słów, mogą mieć nawet zaszklone oczy, ale nie potrafię z tego powodu płakać. nawet nie wiedziałabym, czy opłakuję Go, czy płaczę z radości, że teraz wszystko będzie lepiej. bo wiem, że będzie, nareszcie mogę mieć pewność i nie potrzebuję niczyich słów potwierdzenia. ale, proszę, nie umiem uwierzyć.

odeszło, umarło mi. On, relacje z ludźmi, nawet mój szczurek, a ja nie potrafię sobie z tym poradzić. marzenia są niebezpieczne z dwóch powodów, mogą się nie spełnić, albo mogą się spełnić, ale to nie były moje marzenia, jedynie iluzja potrzeb i powinności. czuję ból, niemal fizyczny, którego nie potrafię sprecyzować, poradzę sobie, radziłam sobie w gorszych sytuacjach, po prostu najbardziej w życiu potrzebuję, żeby to ktoś uratował mnie, pobył przy mnie, nawet niech mnie kurwa głaszcze po główce i wypowiada te wszystkie wystukane współczucia, których tak nienawidzę. ale niech pobędzie, bo przestaję oddychać. 

najgorsze są noce, które pozwalają mi na moment zapomnieć o tym całym świństwie, które dotknęło moją rodzinę w ciągu ostatnich lat. przypominam sobie, jak pozwalał mi głaskać policyjne psy. jak cieszył się, gdy ktokolwiek wspomniał, że jestem jego idealną kopią, że jesteśmy tacy sami. jak ratował nam dupska, gdy robiliśmy głupoty, a wszyscy wtedy gwarnie przyznawali, jak świetnego mam Ojca. wtedy miałam ochotę tym rzygać, na nich, na resztę świata. teraz się uśmiecham. do czego mam większe prawo, a może go nie mam wcale? nie mam prawa się uśmiechać przy tych myślach? nie mam prawa zapominać o wszystkim, przez co go nienawidziłam? czy faktycznie nadal muszę Go nienawidzić? przecież już Go nie ma.

słabiej znosze, gdy sama jestem słaba. i nie zdałam egzaminu na prawo jazdy, trzymajcie za mnie kciuki przy kolejnym. mimo wszystko, jest naprawdę dobrze, a gdy tylko się pozbieramy będzie cudownie. kurwa, w końcu musi zacząć być, będzie cudownie. będzie cudownie.

 

ufam z głębi serca, że u Was niemniej, a życzę Wam dobrze nie tylko z okazji. 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Photoblog.PRO explsp d o b r e
14/01/2016 15:36:59
dissasteer świetne!
zapraszam do siebie.
13/01/2016 21:18:15

Informacje o zainterpretowana


Inni zdjęcia: Takie widoki szarooka9325:) szarooka9325Komora Warszawa bluebird11Nocny spokój sellierihelp desk.. locomotivKierat konny bluebird11Na turystycznym szlaku aceg1250 akcentova:) patkigd... nonhuman