Życie jest pojebane, ludzie jeszcze bardziej.
Zawistne kurwy i tyle.
Na całe szczęście przyjaciel jest ze mną znowu.
Bawią mnie wszyscy znajomi, którzy patrzą jak idziemy za rękę.
Wiem, co myślą, nie obchodzi mnie to, to przyjaciel... zawsze tak było i zostanie.
Szkoda tylko, że to nie ta ręka, nie ten policzek, uśmiech, oczy...
A. tak cholernie tęsknię, kiedyś to on nie patrzył, teraz jakoś ja..
Przemykam obok, mówię ciche cześć i uciekam jakby się paliło...
Zaproszę go na imprezę urodzinową, może przyjdzie może nie. Jak przyjdzie to i tak nie będzie tak jak sobie to ułożyłam w głowie... Nie usiądzie ze mną w szafie, nie porozmawiamy, nie przytuli mnie, nie pocałuje w rękę, nie będzie ogrzewał na balkonie, gdy palę, nie będzie szeptał do ucha... i najważniejsze nie będzie naszych rozmów...
Dlaczego tak bardzo to spieprzyłam?
On spieprzył? sama nie wiem... chyba oboje.
Ciekawe czy On tęskni, pamięta, coś czuje...
Mogę mu powiedzieć, że chcę z nim być, ale wiem, że nic z tego nie będzie...
Znowu się spierdoli.
Nie umiem z nikim być.
Nikt ze mną nie wytrzymuje... odchodzi, zostawia... Miał być, obiecał.
"Kochana, bo Ty ciągle patrzysz wstecz, ja nauczę cię patrzyć w przyszłość"
Nie nauczył...
http://www.youtube.com/watch?v=_NvrWciHrBw