Mam dość. Naprawdę. Marzy mi się wyjazd bez młodej. Wyjazd gdziekolwiek, wyjazd w nieznane. Marzy mi się, żebym była traktowana na równi, a nie jak gówno. Marzy mi się tyle rzeczy, samo nic się nie stanie, a ja jeszcze długo nic nie będę mogła zrobić! Jest mi źle. Cholernie źle. Wszystko robię nie tak, za wszystko jestem jebana i wszystko jest krytykowane. Ileż można, do chuja?! Z niecierpliwością czekam, żeby oddać ją do przedszkola i iść do pracy, bo wtedy dopiero zacznie się życie, a nie wegetacja. Nie piszcie mi nic o żłobkach, bo nie ma miejsc. Państwo prorodzinne, kurwa. Dostajesz 1000 zł za wydanie potomka, a później martw się sama. Cześć jak czapka, pa jak parasol. Państwo daje Ci 68 zł miesięcznie za to, że ojciec dziecka jest nieznany (kurewstwo popłaca, moje drogie), nie żyje bądź płaci Ci alimenty. Nie no, tak się nie da!
Ja.
Nie chcę.
Tu.
BYĆ!