Na początek może o zdjęciu. Zrobiłam je sobie dzisiaj w moim domu na tle mojej pięknej ściany x3. Bardzo mi się podoba, mam jeszcze z 3 albo 4 podobne, które też niedługo wrzucę.
A teraz zapraszam na drugi rozdział opowiadanka, wiem, że przynudzam, ale mam skromną nadzieję, że komuś może choć część jego się spodoba...
Następnego dnia, z samego rana, Atab obudziły hałasy dochodzące z kuchni. Wstał szybko ze swojego łóżka zrobionego ze skór saren, dzików oraz miękkich piór i materiałowych poszewek. Zajrzał do pomieszczenia, w którym znajdował się jego ojciec.
- Co się stało tato? - Zapytał opierając się o stół. - Co to za hałasy?
- To ty Atab. - Stary, łysiejący człowiek z poczciwą, nieco już pomarszczoną twarzą spojrzał na swojego syna, a jego usta wykrzywiły się w grymas, który miał być uśmiechem. - Posłaniec przywiózł dla ciebie list od króla.
Chłopak wyraźnie się ożywił. Ojciec wręczył mu kawałek papieru zwinięty w rulon i zapieczętowany topionym woskiem z odbitą królewską pieczęcią przedstawiającą lwa w koronie. Atab od razu przełamał wosk i przeczytał treść wiadomości.
"W południe wyruszamy do elfiego miasta złożyć wizytę królowi Esseletowi
Alexander III"
Młodzieniec czym prędzej zaczął przygotowywać się do podróży. Umył się szybko w pobliskiej rzece, ubrał na siebie białą wiązaną koszulę, skórzane spodnie, a na to wszystkie elementy swej królewskiej zbroi, łącznie z całym wyposażeniem, w które wchodziła tarcza oraz jednoręczny miecz z rękojeścią ozdabianą jelidowymi kamieniami, które były głównym surowcem wydobywanym w królestwie. Osiodłał swojego konia kasztanowej maści, po czym niezwłocznie udał się do królewskiego pałacu.
Gdy tylko pojawił się w mieście, zaczęły towarzyszyć mu pogardliwe spojrzenia i nieprzyjemne komentarze, które mimo starań oprawców, słyszał. Młody półelf nie zwracał jednak uwagi na zgryźliwości ludu, przez dwadzieścia dwa lata swojego życia zdążył się przyzwyczaić.
Wjeżdżając na teren dworca został powitany przez strażników. O dziwo z nimi miał dobre kontakty, chociaż wcale nie był przekonany czy są w stosunku do niego szczerzy.
Zsiadł z konia i zaprowadził go do stajni, po czym został wpuszczony do pałacu, który cały aż ociekał przepychem. Atab zawsze miał wrażenie, że wszystkiego tu za dużo. Wszędzie było pełno obrazów przedstawiających dosłownie wszystko, starożytnych waz i posągów, na ścianach widniały perskie dywany, różnorakie skóry i trofea łowieckie. Jakby tego było mało, prawie każdy przedmiot miał jakiś złoty akcent, czy to podstawkę, czy tabliczkę z nazwą.
Do komnaty królewskiej prowadziły ogromne, jelidowe drzwi z herbem rodu. Po bokach stały bardzo bogato zdobione kolumny, oczywiście pozłacane.
Młodzieniec pchnął wrota, które otworzyły się z cichym skrzypnięciem ukazując piękno kryjącego się za nimi pomieszczenia. Była ona podobna do reszty pałacu, jednak tutaj dominowała wyblakła zieleń, prawie seledyn - kolor jelidu. Król siedział na swoim wspaniałym tronie w towarzystwie małżonki.
- Atab! - Wykrzyknął ucieszony widząc swojego najwspanialszego i najodważniejszego strażnika.
- Panie. - Chłopak ukłonił się i klęknął na jedno kolano kładąc dłoń prawej ręki na sercu.
-Wybieramy się dziś do miasta naszych sprzymierzeńców. - oznajmił Alexander III wstając i podchodząc do bruneta. - Muszę bardzo pilnie porozmawiać z Esseletem. - ściszył głos. - Chyba szykuje nam się wojna.
Atab wysłuchał spokojnie swego władcy po czym powiedział pełnym szacunku i zaufania głosem:
- Zaszczytem będzie dla mnie panie, powinność towarzyszenia ci w wyprawie do miasta elfów.
CDN.
Wiem, że ten rozdział jest mega nudny...