Czasami mam takie dni, w których myślę ile jeszcze starczy mi sił , żeby wmawiać sobie jakie to życie jest piękne i że wszystko jest ok. Gdzieś głęboko w pustej przestrzeni półmartwej duszy już od dawna nie ma znaku życia. Szczęście to taki ulotny stan. Fajnie jest marzyć, chyba tylko wtedy dostaje się troszkę zapasu energii, która napędza nas do działania. Czuję że niedługo wszystko mi się posypie. Niestety mam takie wrażenie od jakiegoś czasu, że wspinam się na budowlę, która prędzej czy później się zawali. Brakuje solidnych fundamentów, a grunt niezbyt stabilny.