


Wychodząc z gabinetu mój mężczyzna nie musiał już mnie za sobą ciągnąć. Zamiast tego objął mnie w talii i poprowadził do windy. Szczęście rozpierało nas oboje, w końcu będziemy mieli dziecko. Nosiłam pod sercem maluszka, który był mieszanką nas obojga. Był najwspanialszą wpadką jaka mogła nas spotkać, ale mimo szczęścia gdzieś w otchłani mojego sumienia krążyły wyrzuty sumienia. Chociaż moja tajemnica była już przecież nie aktualna, nie mogłam tego tak zostawić a im szybciej się z tym uporam tym lepiej.
-Przepraszam, że ukryłam przed Tobą&no wiesz.-powiedziałam cicho wbijając wzrok w nasze stopy. Drzwi windy zamknęły się z nieprzyjemnym trzaskiem i powoli ruszyliśmy w dół. Moich uszu dobiegło ciche westchnienie.
-Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?-zapytał spokojnie.
-Nie.-odparłam cicho.
-Najgorsza jest moja naiwność. To że wydawało i się, że walczysz i się zmieniasz, że zostawiasz przeszłość za sobą, że się z niej wydostałaś, że zapomniałaś, ale Ty mnie okłamywałaś. Ciekaw jestem co jeszcze zataiłaś. jego głos był jakby zmęczony a może obrazował jego rozczarowanie moją osobą. . . Ciężko i to określić, ale doprowadził mnie niemalże do łez. Nie mogłam zmienić przeszłości, nie mogłam też o niej zapomnieć. To część mnie.
-Igor to wszystko przez co przeszłam jest trudne i nigdy tego nie zapomnę. To, że noszę sobie te wspomnienia jest poniekąd karą&
-Mam serdecznie dość kłamstw.-przerwał mi unosząc głos. Przestraszona spojrzałam w jego wściekłe oczy.-Wyciągnę to z Ciebie choćby siłą.-syknął przez zaciśnięte zęby.
-Nie zrobisz mi tego.-szepnęłam.
-Jeszcze się dziwisz.-warknął i wyciągnął mnie na korytarz. Szłam obok niego i nie wiedziałam co myśleć. To powinien być najszczęśliwszy dzień w naszym życiu, a póki co ojciec mojego dziecka chce żebym znów rozdrapała stare rany a ja jestem tym faktem przerażona. No pięknie. Bez słowa weszliśmy do gabinetu, Igor podał lekarzowi wyniki a ja zajęłam miejsce na niezbyt wygodnym fotelu.
-A jednak, zaśmiał się mężczyzna.-No nic. Tak jak mówiłem zostanie Pani u nas na kilka dni, trochę Panią odżywimy nadrobimy zaległe badania i jeżeli wszystko będzie ok wypuścimy Panią do domu. Myślę, że w najgorszym wypadku będzie to tydzień , do 10 dni maksymalnie. Za chwilę pielęgniarka zaprowadzi Państwa na oddział i wszystko wytłumaczy.
Igor
Lekarz ledwo zakończył zdanie a mnie dobiegł cichy głos Lilki :
-Muszę jechać do domu po rzeczy.-bawiła się pierścionkiem, wyglądała jak mała dziewczynka która za wszelką cenę chce wrócić do domu.
-Przywiozę Ci.-powiedziałem, przykrywając jej dłonie swoją.
-Chcę jechać do domu.-burknęła.
-Poczekamy na zewnątrz.- czym prędzej złapałem ją za rękę i wyciągnąłem na korytarz i posadziłem na ławce.Nie pojedziesz do domu, bo musisz zostać w szpitalu. Nie dociera to do Ciebie?!naskoczyłem na nią, ale ona nawet na mnie nie spojrzała. Lila do jasnej cholery! Spójrz na mnie!-złapałem ją za ramiona i lekko potrząsnąłem. W pierwszej sekundzie nie zareagowała ale już w następnej sprytnie mi się wyślizgnęła i czym prędzej ruszyła w stronę drzwi. Przez chwilę stałem oniemiały. Matka mojego dziecka zachowywała się jak spłoszone zwierzę. W życiu nie spodziewałem się takiej reakcji, sądziłem, że się na mnie rzuci albo rozpłacze. A ona tak po prostu zerwała się i wybiegła. Ruszyłem za nią , na moje szczęście była osłabiona i złapałem ją za nim dotarła do samochodu.
-Puść.-jęknęła gdy przytuliłem ją mocno do siebie.-Chcę do domu.-próbowała mnie odepchnąć, ale była za słaba.
-Ćśś Maleńka moja, uspokój się, uspokój. Nic wam nie grozi.-szepnąłem.
-Nie zabierzesz mi go!-krzyknęła, jej głos był pełen rozpaczy i udręki. Odruchowo przycisnąłem ją mocno do siebie. Jej ciało nagle przestało walczyć, niczym szmaciana lalka opierała się na mnie i głośno płakała. Nie wiedziałem co się z nią dzieje. W głowie miałem mętlik, chciałem jakoś jej ulżyć ale musiałem też myśleć o dziecku. Tyle czasu o nim nie wiedzieliśmy, ono potrzebowało pomocy lekarzy dlatego czym prędzej Lila powinna znaleźć się pod ich opieką. Nie miałem pojęcia jak ją uspokoić, bez przerwy płakała a jej ciałem miotały straszne dreszcze.
-Lila, Maleńka. Spokojnie. Nic wam nie grozi.-nie wiem ile razy to powtórzyłem nim ucichła. Odgarnąłem jej włosy z twarzy i dotarło do mnie czemu, przestała płakać. Wygrało z nią zmęczenie. Patrzyła na mnie nieprzytomnymi , zapuchniętymi oczami a mnie krajało się serce. Tak bardzo chciałem jej ulżyć, ale jedyne co mogłem zrobić to zatroszczyć się o stan fizyczny jej i naszego dziecka. Jesteś bezpieczna, śpij.-ucałowałem ją w czoło, wziąłem na ręce i wróciłem do budynku ignorując zaciekawionych przechodniów.
-Niech Pani na nią spojrzy a później powie jej, że nie dostanie pomocy.-warknąłem na pielęgniarkę. Byłem wkurwiony jak jeszcze chyba nigdy. Najpierw Lila odstawiła przedstawienie z ucieczką a teraz okazuje się, że nie chcą przyjąć jej do szpitala, bo nagle się okazało, że nie ma miejsca.
-Bardzo mi przykro, ale naprawdę nie mogę nic zrobić. odpowiedziała beznamiętnie pielęgniarka, nie podnosząc wzroku znad monitora.
-Gówno prawda, ani trochę nie jest Pani przykro. Ma Pani w dupie czy ta kobieta, która nie jest w stanie stanąć na własnych nogach urodzi czy straci dziecko, ma Pani gdzieś czy ona w ogóle przeżyje! -Krzyknąłem.- Bo niezależnie od tego czy ona wykończy się na tym korytarzu czy nie, Pani i tak za to zapłacą. Dodałem i nie czekając na odzew podszedłem do Lili, która spała na ławce, nieświadoma niczego. Pocałowałem ją w czoło i usiadłem obok. Przypatrywałem jej się chyba całą wieczność nim ordynator zaszczycił nas swoją obecnością.
-Pan Shmidt?-zapytał?
-Igor Kaleta, nie jesteśmy z Lilianą małżeństwem-odpowiedziałem ponuro.
-W takim razie muszę porozmawiać z pańską partnerką.- powiedział sztywno. Niech ten dzień się skończy. Westchnąłem i nachyliłem się nad ukochaną.
-Kochanie, obudź się.-wyszeptałem, odgarniając jej włosy z twarzy. Poruszyła się niespokojnie, ale nie otworzyła oczu. No już mała, wstawaj.-pocałowałem ją w policzek, jęknęła powoli rozchylając powieki i obdarzając mnie morderczym spojrzeniem.-Pan doktor chce z Tobą porozmawiać.-wyjaśniłem szybko.
-Co znowu?-warknęła patrząc na lekarza.
-Udało nam się znaleźć dla Pani salę&
-Też mi wyczyn.-przerwała mu. Jej chamski ton zazwyczaj zapowiadał wojnę, dobrze, że choć raz to nie ja będę musiał z nią walczyć. Zapowiada się ciekawe kilka dni, uśmiechnąłem się do siebie i pomogłem mojej buntowniczce podnieść się z ławki. W Sali leżały jeszcze dwie kobiety, które wydawały się niezbyt zadowolone z nowego towarzystwa. Spojrzałem na Lilę, ewidentnie miała wszystko w nosie i czekała na moment aż damy jej spokój i pozwolimy zasnąć. Niestety najpierw czekała nas wizyta w zabiegowym&.
Znów mam trochę problemów, wybaczcie