U said to never give up. Then u left. U ran away like a coward.
Spędziłam dzisiaj około godzinę na dworcu, pochodziłam po torach. Tak zwyczajnie, wspominając wszystko co się zdąrzyło wydarzyć.
Mam wrażenie, że jestem na tym świecie zupełnie sama. Kao wyjechał, nie wiem gdzie, nie wiem po co, urwał się kontakt. Mimo, że czekałam prawie pół roku na jakiś znak to nic nie nastąpiło, poddałam się. On już nie wróci. Daniel ma raka zdiagnozowanego rok temu, nie chce się poddać leczeniu, twierdzi, że chuja to da i tak umrze. Natalia żyje własnym życiem, rzadko kiedy się spotykamy chyba, że w grze. Bartek.. on też żyje jak chce. Znalazł pracę, niedawno kupił sobie samochód. Nie mam zielonego pojęcia co się z nami wszystkimi stało. Na studiach nie mam przyjaciół, nawet nie szukam, nie chcę. Nie wiem czemu, może nie potrafię. Mam kolczyki na twarzy, niektórzy się mnie wstydzą, niektórzy twierdzą, że wyglądam szpetnie, a niektórym się to całkiem podoba. A zamierzam dorobić ich jeszcze kilka. Może jednak powinnam się zaznajomić z tym chłopakiem z zoologicznego? Przecież był taki sam jak ja... Postanowiłam sobie dokładnie cztery lata temu, że nie pozwolę nikomu ingerować w moje zdanie, w mój styl bycia, że dla nikogo się nie zmienię. Never ever. Nie umiem się dostosować do innych, nie słucham tej samej muzyki, nie mamy często wspólnych tematów, takie miasto. Taka sytuacja, hemoglobina, te sprawy. Staram się być silna, przecież obiecałam... przecież to ja miałam być tą, która sobie poradzi zupełnie sama, która da radę. Która ma stalowe nerwy i wytrzyma każdy ból. Oczywiście. Chciałabym taka być, ale pod tą grobową powłoką, która udaje, że wszystko jest okej, że nie idzie jej urazić.... kryje się mała dziewczynka, która za wszelką cenę stara się nie płakać. Bo się staram, prawda? Łzy to totalny syf, wstyd do potęgi entej. Moi przyjaciele się wykruszają, nie mogę nic na to poradzić. Siedzę, kulę się w sobie, staram się to wytrzymać, jednak jest naprawdę ciężko. Z nauką też jest mi ciężko, nie mogę się na niczym skupić, jestem totalnie beznadziejna. Nie chcę umierać... w sumie żyć też nie chcę. Nie wiem czego chcę. Już nic nie wiem. Nie ogarniam tego co się wokół mnie dzieje. Zresztą to nie pierwszy raz. Brakuje mi słońca, potrzebuję go, naprawdę potrzebuję. Nie lubię opowiadać ludziom o swoich problemach i o tym co się ze mną dzieje, jak to robię, to bardzo bardzo rzadko. Tak jak dzisiaj, nie wytrzymałam już, napisałam do Darka. Po takiej wymianie wiadomości nie szło się nie uśmiechnąć. Cieszę się, że poprawił mi nastrój. Mam wrażenie, że te dołki się cholernie nasilają przed miesiączką, nie wiem. Ale kiedyś było znacznie gorzej. Chcieli mnie skierować do psychiatry po leki, ale nie poszłam. Przecież dam radę sobie sama. I dałam. Jest już znacznie lepiej niż kiedyś. Kiedyś potrafiłam robić sobie niesamowitą krzywdę, potrafiłam krzywdzić innych bez wyrzutów. Dostałam pieska i w sumie on mnie strasznie odmienił. Jest moim oczkiem w głowie, moim małym cudem. Jestem mu niesamowicie wdzięczna za to, że jest. Papużce też jestem wdzięczna, bo ilekroć płakałam to mi śpiewała. Zwierzęta są znacznie lepsze od ludzi. Bardziej... wyrozumiałe. I nie próbują Cię ustawić jak godziny w zegarku. Są dla Ciebie, kochają na swój zwariowany sposób. Może dlatego nie lubię przebywać z ludźmi...? Nie lubię ich poznawać. Nie. Lubię ich poznawać, ale nie cierpię kiedy ktoś chce poznać mnie. Uwielbiam kłamać, że jest dobrze, że "nic", że "nie wiem". Uwielbiam się uśmiechać, kiedy tak naprawdę jest mi cholernie źle. I bardzo, bardzo dobrze mi to wychodzi. Chyba, że mam w dupie wszystko, wtedy już nie dbam o uśmiech. No cóż. Nie mam zielonego pojęcia po co to wszystko tu pisze, może muszę się wygadać. Wszystko z siebie wyrzucić, bo przecież mam dość. Mam dość fałszywych ludzi, mam dość faktu, że wszystko ma swój koniec. Nienawidzę też sytuacji, kiedy ludzie umawiają się między sobą, a potem jedna osoba z grzeczności Cię zaprasza - bo przecież i tak nie masz zielonego pojęcia co gdzie i jak - a i tak czujesz się wśród tych ludzi jak piąte koło u wozu, nikomu niepotrzebne. Bo nie masz wspólnych tematów, nie masz nic. Bo jesteś pierdolonym, chodzącym oryginałem. Robisz wszystko na opak, cieszysz się z niczego tak naprawdę, ale też i z niczego robi Ci się cholernie źle. Tak po prostu się dzieje i nie możesz nic na to poradzić. Ubierasz się dziwnie, albo na czarno albo kurwa na pastelowo. Nosisz kolczyki, farbujesz włosy na kolorowo, chcesz się wyróżniać. Nie być jak tysiące innych, szarych ludzi. Chcesz by Cię wszyscy widzieli, bo lubisz zwracać na siebie uwagę, taką czy inną i masz ogólnie w dupie to, czy komuś się podoba, czy nie. Ale jak poznajesz ludzi, jak już w końcu to zrobisz a oni Cię nie akceptują, bo wygląd, bo kurwa CHLEB to jest coś nie tak. Denerwuje mnie ziemia, woda, hemoglobina. Serio. W domu mają na mnie wyjebane, moge nawet nie wracać na noc. Jak się ktoś tu kiedykolwiek mną zainteresuje to wtedy, kiedy jest już naprawdę źle. A i tak potrafi powiedzieć wtedy, że to wszystko moja wina, że mało się staram i takie tam. Po chuja ja to pisze... nie umiem mieć zawsze i wszędzie wyjebane na wszystko, no nie umiem. A bardzo bym chciała, życie stałoby się piękniejsze. I nie było by przypału. No nic. Pójdę spać, jak się obudzę to wszystko będzie dobrze. Wyjdę na dwór. Bo i tak muszę załatwić sprawę mandatu za brak legity. Pójdę i powiem, żeby spierdalali. Jest okej, będzie okej... ta, widać, że nie mam wsparcia, nie? Trudno się mówi. Przecież się nie powieszę, bo ludzie mają na mnie wyjebane... Dziękuję jeszcze Gejowi za rozmowę dzisiejszą, kuwa była zajebista. Jadę Ci wpierdolić niedługo. Darkowi też wielkie dzięki. Główne dwie osoby, które podtrzymały mnie jako tako na duchu. Jeszcze raz dzięki. Już mi tak nie odwali przez dłuższy czas, mam nadzieję.
Tak, feniks na ścianie. Też go kocham.
3 Doors Down - Away From The Sun.