wróciłem! nie ma to jak mój kochany gdańsk *zakochany*
chociaż muszę przyznać, że przeżyłam niesamowite ostatnie 1,5 tygodnia.
to są prawdziwe wakacje, a nie jakieś dwutygodniowy wyjazd zagranicę gdzie wolność wynosi jakieś 10 procent.
a kąpiel w morzu o drugiej w nocy bez ubrań z soniś, wampirem i łaskiem zaliczamy do najlepszych wrażeń w całym moim życiu.
oczywiście to, co działo się potem, tym bardziej.
idę oddawać się mojemu ulubionemu zajęciu - spaniu we własnym łóżku.
ambiwalentny edit:
nie lubię wracać z długich wyjazdów, na których byłam totalnie odcięta od świata. wtedy zawsze zachodzą wielkie zmiany,
imprezy, spotkania, powroty ludzi do siebie które mnie nie cieszą, wszyscy są na lajcie, a mi się chce płakać bo czuję się jakbym
była z kosmosu. może to moje uzależnienie od ludzi, albo tylko moje wyolbrzymianie wszystkiego. ale cokolwiek to jest, to mam
straszną ochotę znowu wychodzić z domu co chwila, i czuć, że jestem ludziom potrzebna.