Siedzimy razem.
Złączeni.
Pod dachem drzew,
pod kocem cieni.
Żyjemy tylko.
W marnej istocie trwania.
Wolność serc
w kwiecie zakochania.
Szumi mi w głowie
od smak szeptu,
zapachów parkowej trawy,
malin z Twoich ust.
Od porannej kawy.
Białe ławki
tak lekko utrzymują
Naszą wieczną chwilę.
A my..
Odejdziemy zaraz.
Na kilometry, mile.
I będę tu powracać
przed każdym poranka
wstaniem,
że kiedyś coś było.
Że zwie się to zakochaniem...