Mam 20 lat i jeden dzień. Wcale mnie to nie cieszy. Jestem po prostu zmęczona, a łzy wcale nie dają oczyszczenia.
Muszę się obudzić, bo tak naprawdę nie wiem czego chce. Jestem w kawałkach, rozpadłam się, nikt mnie nie chcę pozbierać, bo nie warto, przecież nic się nie zmieni. Czuje że umieram, ale czy to oznacza że żyje?
Czuje się niezrozumiana.
Chce szczęścia, jeszcze więcej szczęścia.