Ciągle pada, ciągle leje.
To tu, to tam.
Kropla za kroplą; bez ustanku, bez przerwy.
To na trawę, to na łąkę
i jeszcze na tę młodą malutką biedronkę.
Kiedy tak pada, w przeróżne kształty ta "woda"
się układa.
Po czym upada tępym łoskotem.
Po czym rozpryskuje się i trawi ziemię błotem.
Lubię kiedy tak sobie pada, lecz tylko wtedy
kiedy z ilością wody nie przesadza!
Lubię patrzeć w okno aurą mokrą;
Kiedyż to każdy przed deszczem ucieka. Biegnąc i lecąc.
Kiedy to deszcz w szyby dzwoni,
w oczach krople swoje mieni i troi.
Każda kropelka historię swą ma, lecz opowiedzieć rady nie da.
Kiedy jest tam wysoko wysoko, za daleko nie słyszysz jej wcale.
Kiedy już ją widzisz nagle spada i na części pierwsze samoistnie się rozkłada.
Ale historię swą w sobie dalej niesie i przekaże ją drzewom i kwiatom i krzewom.
Po czym gdy juz słońce zaświeci wyparuje znów w przestworza.
Tak niewidzialną do góry wzleci,
w niebo się wzbije i daleko, daleko odleci.
I znów z deszczem równo spada,
lecz inne, w nowe miejsce pada.
Innej roślince coś na ucho powiada.
Jedna kropla ma w sobie tysiące.
tysiące zaś kropel tworzą deszczów tysiące.
A to wszystko tak sobie spływa tym "wodnym szlakiem".
pojawia się i znika czasem powstaje przezeń panika
ta życiodajna woda, w skwarze wielka ochłoda.