gdzieś na północy.
Fred. biało-rudy prosiak morski w klatce za mną. chociaż nie planowaliśmy szczególnie zwierzaka to od pierwszego wejrzenia za sklepowej szyby został naszym Fredem. i jest bosko :]
i na tym kończy sie boskość.
mama leży i wyje, zerwany mięsień łydki. u Baśki rodzice pojechali pa-pa wiec zakładamy koło gospodyń wiejskich: codzienie rano mkniemy z siateczkami na zakupy wymieniając sie w tak zwanym międzyczasie pomysłami dotyczącymi obiadu, narzekaniami typu "dlaczego jeszcze nie mamy zmywarki?!" i opiniami na temat wystawy szyneczek i podgniłej sterty jabłek w sklepie. tak, zawsze marzyłam zeby zostać kurą domową.
aaaaa!!!!!!!!!
ciotki odwaliły dosłownie focha z przytupem kiedy powiedziałam publicznie że nie mam osoby towarzyszącej na wesele. nie przyjęły do wiadomosci. chrzestny się oferuje w pomocy przy wybieraniu. umieram.
przynajmniej nie bede już w naszym kole gospodyń...
na 'pocieszenie': kiedy wreszcie dorwałam się do simsów 3 żeby przynajmniej w nocy sie troche zrelaksować to ten złom pod biurkiem łaskawie nie spróbował tego nawet otworzyć.
dobijcie mnie...
pójdzie łatwo.