nie bij za zdjęcie
jakośc jakością, w końcu to w200i
mam czerwone gumki na zębach, poparzone ramiona, zdecydowanie za dużo kalorii i za mało ruchu na tle dzisiejszego dnia, znów zaczęłam nową książkę, ja uwielbiam zaczynać pisać książki, dochodzić do średnio 6 strony dwunastką w wordzie i się tym nudzić, zaczynać nową. za mnie ktoś powinien dokańczać te książki. znaczy nie do końca, ostatnią stronę mogłabym pisać, bo wtedy to zawsze mam ochotę. poza tym chyba oszalałam na punkcie pewnej piosenki.
i dziś złapał mnie taki cholerny dół, taka chandra, takie uczucie beznadziejności, że, choć nie lubię tego słowa, masakra. czuję się, kurwa, jak rok temu. nie mam sobie z kim pogadać na temat tego, że kocham bluzę z teledysku Awryl, albo, że mam grube uda. nie mam komu opowiedziec o tym, że herbata jest złym pomysłem na upojną noc, a wino jeszcze gorszym.
co prawda ja lubię się zwierzać przypadkowym osobom, co więcej, nigdy się na tych osobach nie zawiodłam, mimo, że tak myślałam w momencie rozpoczyniania rozmowy. problem jest taki, że teraz mi te osoby nagle wyparowały.
ja chcę tylko, żeby ktoś posłuchał o tym jakimi odrz(ż?)ywkami myję głowę (czy coś równie idiotycznego), a potem mnie pocałował w czółko i powiedział że będzie gud
cofam,nie czuję się beznadziejna, tylko nikomu niepotrzebna