Po długiej przerwie od komputera i odzwyczajeniu od klawiszy klawiatury musiałam włączyć mój "niezwykły" sprzęt, żeby wspomóc się jakimiś materiałami o Telimenie i Zosi.
W szkole umieram, zwłaszcza gdy promienie słońca dosięgają mnie tylko na przerwie gdy jestem blisko dużych okien między piętrami. W klasach siedzimy "na wampira" z zasłoniętymi roletami/zasłonami/dziwnymi żaluzjami i pootwieranym każdym oknem, coby wspomóc oddychanie.
Dodatkowo nauczyciele nie litują się nad naszymi mózgami. Jak dla mnie dwa duże sprawdziany na jeden dzień+nauka z reszty przedmiotów to za dużo, gdy chce się zdobyć zadowalającą ocenę. Z polskiego dwa wypracowanka i "Nie-boska koemdia" na jutro. Wzięłam się, ale nie wiem czy wtrwam.
Poza tym czuję się jakbym się nie czuła.
Na tańcach w piątek trochę poumierałam, ale pod koniec było już lepiej. A po połknięciu magicznego środka APAP przestało mi rozwiercać kore mózgową na dobre. W dalszym ciągu robimy układy do spektaklu, który już pod koniec kwietnia. Musimy jeszcze poćwiczyć do przeglądu w Warszawie pod koniec marca. Damy radę :)
A z "Impresją" jak widać na zdjęciu bawiłyśmy się GENIALNIE w Nisku. Pozdrowienia dla szanownego jury, które w swojej bezstronności i z wielkim obiektywizmem wybrało Nisko na zwycięzcę. Tak, na prawdę zasługiwali... Milczę.
Dla mnie nasz układ był zajebiaszczy i wiem, że zawsze może być lepiej, ale i tak dziewczyny się dużo nauczyły i sporo przeszły żeby to ogarnąć i zatańczyć. A ja się rozbeczałam z bezsilności do sprawiedliwości. Ale cukeirki zjadłam.
Buziaki.