Konkurencja uciekła na nasz sam widok. Czyli Hubertus 2012 na jakże rączym fiordziku o wdzięcznym imieniu Pasiu. Taki oto sobie Pasiu zasuwał wczoraj z prędkością światła za lisem. :) Było fajnie dopóki miał w zasięgu wzroku Bejowy tyłek. xd Ale jak chciałam zrobić myk i trochę ściąć zakręt, Pasiu stwierdził, że to głupi pomysł i leciał dalej na oślep. To nic, że było tam ogrodzenie, za którym stali ludzie. Pasiu potrafił cudownie wyhamować przed samym płotem, zrobić piękny zwrot w miejscu i pogrzmiać w poszukiwaniu Bejowego tyłka. :D
Miałam pojechać na jeden dzień, i to niecały, a zostałam na noc i dopiero co wróciłam do domu. Także weekend baaaardzo udany. :) Zwłaszcza, że jeszcze dzisiaj byłyśmy w terenie. Również na Pasiu. xd Paździoch potykał się, mało co nie przewracał, a i tak przebierał tymi krótkimi nóżkami najszybciej jak umiał, żeby dotrzymać kroku Bejowi. Bo Pasiu nie wobraża sobie terenu na innej pozycji niż za tyłkiem Beja. A właściwie NA tyłku Beja, bo tam jest najfajniej. ;)
Teraz smutny powrót do rzeczywistości - czyt. do lekcji. Oj tam, oj tam, jakoś dam radę. :D