Przepraszam Was serdecznie za przerwanie wpisu w takim momencie, ale nastąpiły pewne komplikacje i nie byłam w stanie kontunuować. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie żadnych niespodzianek.
Bez dalszych wstępów - zapraszam...
Moje życie zaczęło się prawdopodobnie jak historia większości z Was. Urodziłam się w kochającej rodzinej, pełniej ciiepła i radości. Mieszkaliśmy w małym aczkolwiek bardzo urokliwym domku na obrzeżach miejscowości, którą kocham całym sercem, równie mocno jak moją rodzinę. Miałam bardzo beztroskie dzieciństwo, w którym nigdy nie było miejsca na samotnośc czy niezrozumienie. Otrzymywałam wsparcie nie tylko ze strony mojej ukochanej mamy lub wspaniałego taty...
Miałam jeszcze cudownego brata - Michała.
Był mi najbliższą osobą na świecie. Żadne z nas nie miało przed sobą tajemnic. Mówiliśmy sobie o wszystkim. Może wydawać Wam się to dziwne, ale w jego obecności słowa takie jak "wstyd", "skrępowanie", "niezręczność" i "onieśmielenie" nie istniały w moim słowniku. Nauczył mnie jak cieszyć się życiem, dostrzegać piekno otaczającego mnie świata w każdej chwili... W kazdym, najdrobniejszym szczególe. Nigdy nie odczuwałam potyrzeby posiadania przyjaciół w szkole czy w maisteczku... Po prostu wiedziałam że to wszystko - ciepłe słowo, wsparcie, radość i 'miłość', otrzymuje ze strony brata. Był on najwspanialszą osobą jaka kiedykolwiek pojawiła się w moim życiu. Niezwykle utalentowany malarz - artysta, który z każdej, najprostrzej rzeczy, poprzez swój talent potrafił wydobyć jej piękno i niezwykłość... Świetny muzyk (umiał grać na czterech instrumentach)... Miał zacząć w tym roku studia na ASP w Krakowie. Rodzice nie pochwalali tej decyzji. Mieli nadzieję że zostanie lekarzem, tak jak oni, ale on wiedział czego chciał i co go uszczęśliwi. To wszysto, ambicja, upór w sprawie spełniania swoich marzeń, uczyniło go moim 'idolem' i... nazwę to głupio - MENTOREM. Zawsze pragnęłam być taka jak on, a on bydował mnie. Kawałek po kawałku. Krok po kroku.
Myślałam że uda mu się mnie... dokończyć.
Że będzie dla mnie zawsze wtedy gdy bedę go potrzebować.
'' Nigdy się nie poddawaj. Zabraniam Ci '' - mówił.
Pamiętam że tamtego dnia... Dwa miesiące temu przyszedł do mnie, do pokoju... Poczochrał po głowie - jak zwykle miał w zwyczaju... I dał mi do ręki swój ukochany aparat, zapakowany w ładny, zielony papier. Podziękowałam mu, bardzoz adowolona i wyszedł, zostawiając mnie samą.
'Chwile są ulotne... Szybko przemijają... To jest coś, co pomoże Ci je zatrzymać.'
To były ostatnie słowa jakie od niego usłyszałam
Zamknął się w swoim pokoju i puścił głośno ulubioną piosenkę. Robił to często...
Godzinę później zadzwoniła do mnie mama, chciała porozmawiać o obiedzie. Nie słyszałam jej za dobrze, przez muzykę, której słuchał Micha, więc krzyknęłam żeby przyciszył. Nie odpowiedział. Pomyslałam że nie usłyszał, wobec tego poszłam do niego chcąc powtórzyć prośbę. Otworzylam drzwi i zobaczyłam go na łóżku. Leżał z zamkniętymi oczami na swoim łóżku. Byłam pewna że śpi więc wyłączyłam muzykę. Mama porprosiła mnie żebym dała jej brata do telefonu, chciała go o coś zapytać.
Nie mogłam go obudzić. Pamiętam że strasznie sie wtedy przestraszyłam, bo Michał z reguły miał bardzo czujny sen i powinien obudzić się w momencie kiedy weszłam do pokoju. Powiedziałam mamie że mój brat leży bez ruchu i nie reaguje. Równie przerażona jak ja, poprosiła bym sprawdziła mu puls.
Nic nie wyczułam.
Byłam w szoku. Niewiele pamiętam z tego co działo się później. Wiem że krzyczałam, płakałam., kopałam meble, zrzucałam rzeczy z półek i szafek. Wszystko działo się zbyt szybko. Nie mogłam uwieżyć w to co się dzieje. Próbowałam go obudzić, nadal święcie wierząc że on tylko spi. Powtarzałam sobie że to niemożliwe. Szturchałam go, szarpałam za włosy... biłam pięściami po piersi. Zadzwoniłam do szpitala.
Potem przyjechała karetka, policja.. rodzice. Wiem że pół okolicy zebrało się dookołoa domu, chcąc zobaczyć co się stało, gdy tylko usłyszeli sygnały.
Tata zabrał mnie płaczącą na rece i zaniósł do mojego pokoju. Pamiętam że minęliśmy wtedy moją mamę. Krzyczała, wyrywając się dwóm funkcjonariuszom. Tak przerażającego krzyku nigdy nie słyszałam... I zapewne nigdy nie usłyszę. Mój ojciec położył mnie na łóżku i przykrył kocem.
W ten sposób, płacząc, przeleżałam całą kolejną dobę.
Wiem że gdy wyszłam z pokoju wszyscy milczeli. Mama całe dnie siedziała zawinięta w koc na fotelu, trzymając kurczowo w rękach małą przytulankę - delfinka, dawniej ulubioną zabawkę Michała, i biała kartkę papieru. Nie odzywała się. Nie ruszała się. Tylko patrzyła tępo przez okno, nucąc jakąś melodię. Tata robił jej co jakis czas nową herbatę, ale nie tykała ich. Posiłków nawet nie próbowaliśmy w nią wmuszać. Nikt z nas nie chciał jeść... Ani nawet mówić. Zapytałam wtedy mojego ojca co to za kartka, którą mamusia trzyma.
Dowiedziałam się wtedy że Michał popełnił samobójstwo - wziął pigułki nasenne (moi rodzice są lekarzami więc wszelkiego rodzaju tabletek nigdy u nas nie brakowało) i pozostawił list pożegnalny. Nie zauważyłam wcześniej ale ponoć leżał na jego szafce nocnej. Mówił w nim między innymi ze bardzo nas kocha... Że przeprasza i że nie wytrzymuje już presji nie tylko w społeczeństwie, ale też we własnym domu, ponieważ, jak pisał... Jest homoseksualistą. (Mój tata zawsze był nietolerancyjny wobec ludzi odmiennej orientacji. )
Wstrząsnęło to do głębi każdym z nas.
Od tej pory wszystko się zmieniło.
Trzy dni później odbył się pogrzeb. W wieczór poprzedzający ten dzień przyjechała do nas rodzina, chcąc razem z nami pożegnać mojego ukochanego brata. Siedzieliśmy wszyscy przy kominku, opowiadaliśmy sobie wszystkie radosne i zabawne chwile z czasów, wcale nie tak odległych, kiedy Michał był jeszcze z nami. Uderzyło mie wtedy jak bardzo mi go brakuje. Mnie i całej rodzinie.
To zawsze on 'napedzał' wszystkie spotkania grupowe. Był duszą towarzystwa. Bez niego to już nie było to samo. Opuściłam wtedy salon i poszłam do pokoju, wygrzebałam z czeluści mojego biurka rysunek, który kiedyś, będąc dzieckiem chciałam mu podarować. Następnego dnia włożyłam mu go do trumny, zanim została zamknięta. I zanim pożegnałam go na zawsze ze swojego życia.
Straciłam przyjaciela. Straciłam wolę życia.
Wszystkim tym, którzy to przeczytali bardzo serdecznie dziękuję. Jest to pierwszy raz gdy wspominam te dni, które były dla mnie najgorszym koszmarem i mówiąc szczerze czuję się z tym odrobinę lepiej. Dziękuję za to, że razem ze mną chcecie przeżywać kolejne wzloty i upadki. Bardzo ważne jest dla mnie dzielenie się z wami tym, co mnie spotkało, ponieważ intuicja dyktuje mi, że to pomoże mi znowu stanąć na nogi. Podnieść się po tym upadku na samo dno ciemności...
Inni zdjęcia: Mango! realitiWirujący Derwisz bluebird11Przystanek. ezekh1142025.07.20 photographymagicDojrzałość Singla mnilchas... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24:) dorcia2700