Znów witam się z światem, tym razem dłużej i dokładniej.
Bo nigdy nie przeżyłam tak dziwnego dnia, radość przeplatała się z smutkiem, szał z nudą, a wszystko przez moją przywieszkę, która odpadła dziś rano od kluczy, gdy otwierałam furtkę. To był znak. Jakaś wiadomość, którą mój mózg za wolno przetrawił.
To chyba czas, by jechać do Afryki: budować szkoły i leczyć trąd.
Mamo! kup mi karabin!