hahahahahahaha
śmiech szaleńca.
wiecie co? Będę chuda, poważnie.
Dziś wszystko wydaje się tak idiotcznie oczywiste, chciałabym wcisnąć pauzę na pilocie życia,
zatrzymać to ulotne przeświadczenie, tę lekkość, (przyjemną?) obojętność, pewność tego, co mam przecież, na wyciągnięcie ręki.
wystarczy tylko nie jeść.
Naprawdę będę. Kości biodrowe jak kolce przebijające ciało, kształtne wypukłości kręgów prześwitujące makabrycznie przez cienką skórę kręgosłupa, rachityczne nóżki, jak zapałki, albo nie - jak nitki, tak. Jak niteczki.
nadgarstki karykaturalnie cieniutkie, sprawiające wrażenie, jakby najlżejszy dotyk, mógł je połamać.
Blada skóra. usta czerwone od ciągłego przygryzania warg. Jak cholerna Królewna Śnieżka.
Za duży każdy rozmiar ubrań, perfekcja bliska obłędowi, satysfakcja pompująca skażoną obsesją krew do serca.
Na twarzach obrzydzenie, podziw, strach, współczucie. Koktajl odczuć, mix reakcji.
To wszystko jest tak proste. Przestać jeść. Woda i słońce. Brakuje tylko chlorofilu, żeby stać się w pełni rośliną.
Smukłość, kruchość, przerażająca drobność utkana z chorych marzeń o chorobie. Czy to jeszcze ja?
Uda mi się. Dawno nie wierzyłam w to tak mocno. Porażka zgubiła mój adres.
hahahahahahahahaha.
śmiech szaleńca.