Mimo braku życia wewnętrznego i ogólnej świadomości porażki mogę powiedzieć, że nie jest źle. Codziennie wstaje rano, zmuszam się mniej lub bardziej do wyjścia z domu, w szkole udaje, że nie widzę, wracam i dni mijają. Żyję od piątku do piątku, wmawiam sobie, że pozostałe dni nie istnieją. Mój przepis na życie! Nie twierdzę, że jest dobry, ale wiem, że póki co jedyny możliwy :)