Na Ukrainie czas zatrzymał sie w miejscu...
Gdzieś tak mniej więcej w latach 70...
Wystawy sklepowe, szyldy, chodniki jak wyjęte z czarno- białych zdjęć.
Kobiety w ubraniach i makijażach jak ze starych filmów.
Mężczyźni w okularach a'la John Lennon.
Gdy wsiadłam do autobusu (dokładnie takiego jak w kreskówkach z dzieciństwa moich rodziców) i stanął obok mnie rosły, spocony i trosiunio wstawiony człowieczek to wtedy wyraźnie poczułam zapach komunizmu...
Przeraził mnie zasady ruchu drogowego (a raczej ich kompletny brak) i drogi same w sobie...
Tam nie istnieje chyba coś takiego jak ograniczenie prędkośći, zakaz wyprezedzania etc. A drogi ? Momentami ich w ogole ni ma i ludzie samochodami musza poginać po chodnikach.
Przejścia dla pieszych ? Owszem są. Wszędzie gdzie tylko dusza zapragnie.
"Esterka musisz iść, bo jeżeli bedziesz stała to nikt się nie zatrzyma" :)
Jednak najbardziej uderzyła mnie skrajna bieda... Nie wiedziałam, że ludzie mogą żyć tak, a nie inaczej. I to w cywilizowanym kraju!
Pomimo zmęczęnia, braku dostępu do łazienki i strasznego upału uważam wyjazd za udany :).
(A starówka we Lwowie jest przepiękna !)