Carpe Diem
25 Podniosłam głowę ku drugiemu końcowi pomieszczenia. Myślałam, że wyskoczy mi serce.
- Marck... - Wyszeptałam.
- Tak. Myślałem, że mnie nie poznasz...
- Nie da się zapomnieć - Odparłam oschle, na co dostałam kopniaka w prawą stronę brzucha. Z oczu zaczęły mi płynąć pojedyncze łzy.
- Jak ci się żyje tutaj we Włoszech? Słyszałem, że jesteś mężatką od kilku dobrych lat... I widzę, ze nawet postaraliście się o dziecko... Szkoda tylko, że nie dożyje swoich narodzin...
- Przestań! Jak tak możesz mówić?
- Kochanie, jesteś moja. - Otarł mi łzy.
- Nie jestem!
- Będziesz. To ze mną miałaś stworzyć prawdziwą rodzinę. Ze mną! Nie z nim.
- Nigdy cię nie kochałam! To że ojciec chciał, żebym z tobą była, nie oznacza, że ja chciałam!
- Zamknij się szmato! - Marck wymierzył mi siarczystego policzka, po czym jak gdyby nigdy nic, pomógł mi wstać i kazał mnie wyprowadzić.
Mężczyźni zaprowadzili mnie już do innego pomieszczenia, w którym znajdowało się podwójne łóżko, komoda, lusterko, szafa na ubrania, dywan... Jak w normalnej sypialni. Jeszcze jedne drzwi prowadzące zapewne do łazienki.
Jeden z goryli wepchnął mnie do pokoju i z hukiem zatrzasnął drzwi. Chcąc nie chcąc weszłam do łazienki i przemyłam rozmazaną twarz. marzyła mi się odprężającą kąpiel, ale nie miałam już sił. Skierowałam się do łóżka. Zapach pościeli był mi bardzo dobrze znany. To był jego zapach. Zapach Marcka. Boże... Czego on ode mnie chce? Ze łzami w oczach, zasnęłam.
W nocy usłyszałam ciche pukanie. Skuliłam się na ile było to możliwe. Miejsce na łóżku obok mnie ugięło się. Silny zapach perfum Marca wdarł się do moich nozdrzy.
- Kochanie, dlaczego uciekłaś? Przecież wiesz, że Cię kocham... - Wyszeptał, tuląc się do mnie. - Mogliśmy razem stworzyć rodzinę. Nadal możemy...
CDN.
Kocham Cię, więc Ty pokochaj mnie.