Carpe Diem
17
***
3 lata później.
- Kochanie pośpiesz się! Spóźnimy się jak za chwilę nie wyjedziemy!
- Zaraz, nie mogę znaleźć torebki!
- Wziąłem ją! - Cicho się zaśmiał, ale jednak go słyszałam.
- A wszystko w niej jest?
- Przecież pakowałaś paszporty, portfele wczoraj, więc niczego nie zapomnieliśmy. - Delikatnie musnął moje wargi.
- No to jestem gotowa. - Uśmiechnęłam się czując, że moje największe szczęście, moja miłość wytrzymała ze mną już 3 lata, kto by się spodziewał, że daliśmy sobie radę sami będąc dziećmi?! Na pewno nie ja. Nie myślałam wtedy o przyszłości. Liczyło się tylko TU i TERAZ. I chyba dobrze na tym wyszłam. Mam dobrą pracę, umiem włoski, mieszkam w pięknym domku u boku narzeczonego... Czego chcieć więcej?
Eric złapał mnie za rękę, prowadząc w stronę samochodu, zamykając dom na dwa spusty.
- No to powrót do przeszłości. - Powiedziałam nadal trzymając go za rękę, stojąc przed drzwiami auta.
Nie wiedziałem co czuła... Jej ciało wyrażono tyle uczuć, że nie mogłem się połapać. Dla mnie samego to było trudne przeżycie. Stanąć twarzą w twarz z ojcem Jasmin. Nie na widzę tego człowieka, ale sytuacja wymaga jego odwiedzin...
Na lotnisku wzięliśmy swoje bagaże, zostawiliśmy samochód i poszliśmy odebrać i zapłacić za zarezerwowane tydzień temu bilety.
Gdy usłyszałam "Proszę zapiąć pasy, za chwilę startujemy", serce waliło tak szybko, że o mało nie wyskoczyło mi z piersi... Co będzie, jeśli mnie nie rozpoznają, jeśli już nie mieszkają w tym samym miejscu, jeżeli mnie nie przyjmą...? Jeżeli mnie po prostu wyrzucą?! Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, co nie uszło uwadze Erica.
- Będzie dobrze mała. Nie daj się sama sobie. Przecież świat się nie zawali jeśli nas nie przyjmą.
- Wiem, ale jednak się boję. - Uściślił moją dłoń, dodając mi otuchy.
Na lotnisku w Anglii wsiedliśmy w taksówkę. Kilkanaście minut później byliśmy już pod domem rodzinnym Jasmin. Przed samymi drzwiami, gdy miała już dzwonić dzwonkiem, rozpłakała się.
- Kochanie...
- Wszystko wróciło... Nie chce go widzieć... Ich widzieć. - Szeptała.
- Nie po to tutaj przyleciałaś, żeby teraz nie odezwać się do nich. Pamiętaj, jestem przy tobie cały czas. Obronię cię. Dobrze? - Skinęła głową. Otarłem jej łzy i wcisnąłem dzwonek. Drzwi otwarła jej matka. Była ubrana cała na czarno, a oczy miała podpuchnięte od płaczu.
- Jasmin?
- Mamo, co się stało?! - Rzuciła się, przytulając matkę.
- Twój tata nie żyje. - Szepnęła.
CDN.
Przepraszam, za tak długą nieobecność, ale tyle jest nauki, że masakra. Teraz jestem chora, to COŚ napisałam.