Opowiadanie 2
Część 31.
Te kilka dni minęły szybciej niż inne. Każdy jeden, spędziłyśmy z dziewczynami na sprawdzaniu dań, dekorowaniu sali ... Prawie wszystko same robiłyśmy, świetnie się przy tym bawiąc.
Suknie odebrałam w ten dzień, na którego się umówiłam ze sprzedawczynią... Była śliczna.
***
Nadszedł dzień ślubu... Kto by się spodziewał, że jednak będę żoną Matta? Nikt... Nawet ja miałam nadzieję, że Mu się odwidzi, że spodoba Mu się ktoś inny, a jednak kochał mnie.... Eh, kochał ale na swój sposób... Zdarzały się kłótnie, czasami mnie uderzył... To chyba nic złego? Widocznie sobie zasłużyłam... Ale Matt, też potrafił się o mnie troszczyć. Mimo wszystko, gdzieś głęboko w środku odnowiło się to uczucie, którym kiedyś, jeszcze przed 9 miesiącami Go darzyłam, którego byłam pewna.
Ceremonia przebiegała zgodnie z planem.
- Ja Matt biorę sobie Ciebie Sarah za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja Sarah biorę sobie Ciebie Matt za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Czy ktoś zna jakieś powody, dla których to małżeństwo nie mogłoby zostać zawarte? Jeżeli tak, niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki? - Słysząc te słowa serce mocniej zaczęło mi bić.
- Ja! - Po chwili wykrzyczeli Lola z Maksem. Maks? Co On tu robi miałam nadzieję, że nie przyjdzie...
- Dlaczego przerywacie ten ślub? - Spytał spokojnie kapłan.
- Jestem w ciąży z Mattem. - Odparła Lola.
- A Ty młodzieńcze? - Zwrócił się ksiądz do Maksa.
- Ja Ją kocham i wiem, że Ona mnie też. - W tym czasie zaczęłam biec w stronę Maksa. Rzuciłam Mu się na szyję i mocno przytuliłam.
- Ślub uważam za nieważny. - Stwierdził ksiądz, po czym poszedł do zakrystii.
- Co Ty sobie wyobrażasz? - Zwrócił się do mnie. - Przecież Ona kłamie.
- Wierzę Jej. Nie Tobie.
- Bo Ci tak wygodniej. Wolisz mojego kuzyna dziwko.
- Coś Ty powiedział? - Maks złapał Matta za kołnierz marynarki.
- Nic, nic.
- Przeproś.
- Chyba śnisz.
- Radzę Ci się z daleka od Nas trzymać.
- Jasne. Pożałujesz jeszcze. - Popatrzył na mnie zabijającym wzrokiem, po czym wyszedł z kościoła. W kościele zrobiło się zamieszanie. Stałam na środku i rozglądnęłam się po całym pomieszczeniu. Wszyscy się na mnie patrzyli. Poczułam jak się rumienię.
- Chodź Skarbie. - Maks wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. - Ej Mała, co jest?
- Dziękuję. - Rzuciłam się Mu na szyję.
- Za co?
- Za to, ze nie pozwoliłeś mi wyjść za Niego. Gdybym to zrobiła, żałowałabym do końca życia. On nie jest taki jak Ty...
- Wiem...
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie Mała też. - Pocałował mnie, po czym szliśmy spacerkiem trzymając się za ręce. Do domu mieliśmy jakieś 4 kilometry, więc szliśmy spacerkiem... Jak jacyś wariaci środkiem drogi. Ludzie się dziwnie patrzyli, ale ja byłam szczęśliwa. Był On - Maks, tylko to się liczyło.
CDN.
Przepraszam, że nic nie dodawałam ale internetu nie miałam. Ale są tego plusy. Dowiecie się w najbliższym czasie :***