cześć.  nie mam na nic czasu. 

chociaż  w sumie może nie na nic tylko na pisanie. tyle się zbierałam, żeby się tu zalogować. z 2 tygodnie na pewno.  

nie mam na nic ochoty. przytłacza mnie sesja i ta ilość nauki. to, że muszę zmuszac do wszystkiego i wszystkich. coraz więcej rzeczy zaczyna mnie wkurzać, jestem poirytowana niektorymi postaciami w moim zyciu. coraz częsciej przejawia się u mnie jakiś wewnętrzny pasochizm związany z utrzymywaniem kontaktu z ludzmi, którzy mnie krzywdzą. sądziałam, że to ze mną coś jest nie tak. ale kochany facebook klarownie przestawił mi obecny stan rzeczy. ja nie jestem ideałem... tak naprawde duża ilość gównianych ludzi mnie otacza. jedyny wyraźny wniosek jaki mi się nasunął to taki, że chyba na siłę chce przytrzymać przy sobue niektóre osoby. osoby, które tak naprawde mnie krzywdza i coraz cześciej przestaja mi się kojarzyć z czymś miłym. pozwalam sie obrzucać błotem bo we wszystkich pojawiających się kłotniach czuję się winna. staram sie to przyjąc na klate bo nie chce żeby to wszystko się rypło. i co? w efekcie ponosze tego smutne konsekwensje w postaci braku szacunku i bycia w "doskoku". postawiłam sobie warunek, którego teraz mam zamiar sie trzymać. znam moją słabą silną wole ale wiem, że dajac sie tak dalej wykorzystywać strace na wartości jako człowiek i zeszmace jako kobieta. 3majcie za mnie kciuki. 

był tydzien nieobecnosci rodziców. nie powiem - wykorzystałam ten czas. było cudowne spotkanie grupowe z, którego sie do tej pory ciesze. wyluzowalam się i uświadomiłam, że mam naprawde cudownych ludzi pod bokeim ;) najgorsze byly noce i te wieczory kiedy byłam sama. wizja chodzących po domu duchów i mikołaja pukającego w okno. mimo wszystko był to fajny tydzien bo miałam mozliwośc chociaz przez chwile poczuć sie dobrze. zasypiajać przy slowach "dobranoc" i budzić się przy "dzien dobry". Moralne salto juz zawsze chyba będzie mi się kojarzylo ze spiewającym M. ale co. bylo, minęlo. wnioski sa takie, ze jak jest sie w stalych relacjach to jest ok. jak sie znika z pola widzenia to wszystko zaczyna sie sypac. ale wiecie co? coraz mniej mnie to boli. daje sobie jeszcze chwile. i tu tez 3majcie za mnie kciuki. 

teraz sesja. po co spac jak można sie uczyć. dobrze ze chociaz jakis pozytywne efekty sa. fakt;p to bedzie moj najgorszy semestr pod wzgledem sredniej ale i pod wzgledem calej nauki na tym pieprzonym wydziale. chce juz skonczyc tego licencjata i miec z glowy.