Głupiutki.
Głupiutki to i ja jestem. Czyżbym nie miał serca, że tak potrafię rujnować czyjeś szczęście, by w tych spalonych szczątkach poszukać swojego? A jeszcze tłumacząc sobie, że to właśnie z czystego serca, czy to też opiekuńczości... ach, głupi jestem i kochliwy straszliwie, tak zakochany, że w całym tym obłędzie kierować nie wiem czym mam się... Bo przecież kocham, nie mam tego sobie za złe, a nawet i szczęśliwy, że w tym kierunku i że aż tak. Ale czemu muszę ranić? Czemu jestem do tego stworzony? Czy jestem? Skoro tu niedoceniany, tam odczute to w skórze, to w takim razie jedna ścieżka mną kieruje - i czemu nie skupiając się na niej, skupiam się na sobie, wybuchu emocji przy pierwszej lepszej okazji, odczuwając potencjalny atak w moją stronę... ze strachu... ze strachu, że to ja powinienem pierwszy wyciągnąć miecz, by tej rany kłutej nie otrzymać.
Ale ja GŁUPI!
Toć to Ręka z pomocą, a ja tą rękę ucinam, bo miecz w niej widzę utwierdzony i myślę i widzę, to co rano i wcześniej wieczorem żem przeżył, choć to garść niemocy i nieszczęścia, to świetnie ucelowane, jak strzała, czy też bumerang. Otworzyć swe serce, ku niektórym chłód dawać prawdziwy, a dla Jedynej żar, który nie zgaśnie i nie odczuje już tego chłodu, co daje innym. Ale czy to nie ulegnie z czasem symbiozie? Czy to ważne? Ach, chciałbym tak po prostu się uśmiechnąć... tak po prostu i nie oberwać od chociaż jednej osoby, bym wiedział, że rodzaj ludzki mnie potrzebuje. Że to rodzaju ludzkiemu nie przeszkadzam, a wręcz się podobam..
Muszę zacząć od siebie. Muszę zacząć od Ciebie, Kochanie. Muszę zacząć od Nas!
Kocham, a boję się przestać być Kochanym...