wiję się, skręcam, zawijam w śpiwór, kurczę się z bólu, zaciskam powieki, płaczę.
związek na odległość, miesiąc, to tylko miesiąc, dlaczego płaczesz? nie-ciemna ciemność sypialni namiotu opatula mnie zewsząd, a cały dwuosobowy materac należy do mnie - człowiek sztuk jeden.
muskam twarza poduszkę, jakby ona była Twoim policzkiem, klatką piersiową, ramieniem, Tobą, chcę Ciebie, tutaj, zaraz, teraz, rozepnę śpiwór, żebyśmy mogli oboje się przykryć, a Ty weźmiesz mnie w ramiona, i będę mogła zasnąć szczęśliwa.
ból wykręca moją twarz, łzy leniwie ciekną po policzkach, giną w tkaninie poduszki.
jest mi wygodnie, ciepło i mam dużo miejca.
jest mi cholernie tęskno i samotnie.
czy Ty też myślisz o mnie przed snem? czy Ty też tęsknisz za mną i za moim dotykiem? czy Ty też wariujesz z uczuć?
nie wiem, ale ja Cię chyba...
zawsze wtedy umieram.