Ostatnio coraz częściej zauważam u siebie pewną zmianę. Nie jest to coś co przychodzi z dnia na dzień...
Przez 2-3 ostatnie lata walczyłam z trudnościami, nigdy nie chciałam nimi dręczyć przyjaciół, więc zawsze robiłam dobrą minę do złej gry. Uznawałam, że tak jest dobrze, bo jeśli oni są szczęśliwi mi także było wesoło. Nie miałam z tym żadnego problemu. Jednak ostatnio zaczęło wszystko się sypać. Ani się obejrzałam, a ludzie mi bliscy zaczęli znikać, tak jak to było kiedyś. Wiem, że mam cięzki charakter, ale mimo wszystko po takim czasie naprawdę myślałam, że jestem w stanie wszystko poukładac. Starałam się zawsze im pomóc jak najbardziej potrafiłam. Myślę, że niewiele oczekiwałam wzamian. Jedyne co chciałam to by byli i odczuwali przy tym pozytywne emocje.
Teraz to wszystko się zaciera. Z niektórymi kontakt po prostu się urwał, inny chyab nie ma zbytniej ochoty ze mną pisać, a jeszcze kolejna osoba wprost powiedziała mi, że powinniśmy odpocząć troszkę od siebie. Nie wiem jak można odpocząć od przyjaciół, ale cóż poradze.
Te zdarzenia pokazały mi takze pewną prawdę, której nie zauważałam... nie, prawdę, które NIE CHCIAŁAM zauwazyć. Nie walczyłam tak naprawdę z przeciwnościami losu. Od samego początku walczyłam z samą sobą. Z tym kim byłam kiedyś, nim pozwoliłam tym osobom się do mnie zbliżyć. To było zaledwie 2-3 lata temu, ale mam wrażenie, jakby data ta była całkowicie odległa.
Wynik jednak jest taki sam za każdym razem. Prawdopodobnie nie potrafie na dłuższą metę 'przytrzymać' przy sobie ludzi. Nie wiem co robie źle. Wielu znika bez słowa, po prostu odchodząc.
Kiedyś nawet postanowiłam przestać być osobą 'dobrą'. Zdecydowałam się żyć bez zbędnych emocji, uczuć. Po co one jeśli wszyscy, którzy otrzymują je od nas ranią potem tak mocno? Bycie Obserwatorem to coś czym się stałam. Nie interesowało mnie co inni czują, sama niewiele emocji używałam. Jedyne co robiłam to uczyłam się zachowań innych. Obserwowałam ich życie, reakcje na różne czynniki zewnętrzne.
Parę lat takiego życia i okazuje się, że nie potrzebujesz innych, by dalej funkcjonować. Dość przydatne to było. Jednak zawsze pojawia się w końcu moment, w którym Obserwator pozwala innym na siebie wpłynąć.
Czy żałuje, że pozwoliłam innym po takiej przerwie zbliżyć się do mnie? Szczerze mówiąc nie. Wiem, że nigdy nie będzie już tak jak kiedyś, ale mimo wszystko mam wspaniałe wspomnienia. Jedyne co boli to koniec tego wszystkiego, ale widocznie tak musiało być.
Zastanawiam się tylko, co się stanie jeśli znowu powrócę do bycia 'dawną sobą'. Ten bezwzględny Obserwator jakim byłam... czy teraz posiadając nikłe uczucia i emocje jestem w stanie przyjąć tamto z powrotem? Tak wiele dziwnych rzeczy w tamtym czasie zrobiłam. Niektórych nawet nie pojmuje. Czy teraz też będę w stanie odrzucić wszystko co zyskałam przez te 2-3 lata...
Chyba tym razem schowam wspomnienia głęboko w sobie. Nie chce ich wyrzucać z umysłu. Żadnego resetu. Nie tym razem.
Jakaż ironia. Przyszło do tego, że wylewam swoje żale na pb, ale chyba musi byc czas, w którym człowiek ma chwilę słabości.
Co będzie dalej się dopiero okaże. Mam nadzieję, że nie wykażę się objawem ogromnej głupoty i nie zrobie tego co ponad rok temu. Ciekawę, czy i tym razem pojawiłby się znikąd ktoś kto by mnie powstrzymał.
Jednak póki ostatnia osoba 'mnie trzyma', póty będę żyć.
Jak mówie wielu osobom, 'Jeśli nie żyjesz dla siebie, żyj dla tych, dla których jesteś ważny, ponieważ byłoby im smutno, gdybyś odszedł'. Tego będę się trzymać, bo znam ich reakcję, gdy się dowiadują, że prawie coś 'takiego' się zrobiło.
http://www.youtube.com/watch?v=-fJVMDMZcc0
Namine Ritsu - Flare