

Jak już przyjdzie taki czas, kiedy uda mi się przekonać samą siebie, że wypadałoby wstać, wypić kawę, włożyć jakiś sweter i ulubione dżinsy albo szary dres dla odmiany, to zwlekam się z mojego metalowego łożka i zaczynam kolejny dzień z życia, który pewnie będzie taki sam jak ten poprzedni, a następny również nie będzie inny. Stabilnie, bez zmian, po staremu. A czy dobrze? Nie wiem raczej, raczej nie wiem. Wiem, że raczej też nie chciałabym, żeby było tak dalej jak jest, ale czy jak byłoby inaczej to czy byłoby dobrze? Tego nie wiem również. I jak miałoby być, żeby było w końcu dobrze też nie wiem. Wiem tylko, że ciężko żyć w takim zawieszeniu, szczelnie zamknięta w swoim świecie, w którym dużo bardziej interesują mnie moje, jak dzisiaj zaczynam się domyślać, nierealne marzenia niż rzeczywistość, która pod jego wpływem staje się coraz bardziej szara, obca i niedostępna. W takim świecie, z którego nie mogę ucieć ani na chwilę. Ja nie chcę tu zostać na zawsze, ale za bardzo się boję, że na zewnątrz nie czeka nic lepszego. Jeszcze chwilę zostanę.