wczorajszy dzień, tak jak myślałam, udany.
nie było u nas żadnej wizytacji.
na polskim ubiegałyśmy się liścikami do Willmy o szluga, gdzie dostałyśmy jeszcze propozycję na coś mocniejszego xd.
więc w poniedziałek zaszalejemy sobie z Gusią. :)
najlepsze dwie ostatnie lekcje, wkurzanie się na Ładno, bo pierdolila tyle rzeczy bez sensu, przez co nie zdążyliśmy wszystkiego zrobić... no ale 1 naturalnego omleta zrobiłam. Kasi smakował. to najważniejsze! :)
picie w parku szampana, bicie Wojcieszka paskiem za jego 19 urodziny. później angielski, na którym wolałoby mnie jednak nie być...
teraz czekam tylko na 18-tke Kasi. no po prostu nawet doczekać się nie mogę... <3
z resztą tak jak każdej tegorocznej 18-tki. żadnej nie opuszczę. ^^
THE END