Byłam z Anią na zakupach, wyzwoliłyśmy rodzicielkę od tych męczarni. Kupiłyśmy sobie książki; ja - Krew Niewinnych, siostra - kurs języka niemieckiego. Wyśmiałam ją, niepochamowanie.
Dobrnęłam do końca Pamiętnika narkomanki. Czas na Wichrowe wzgórza. No i tak cholernie znowu chce mi się do szkoły. Wzdrycham nie tylko za książkami, zeszytami, tablicą, szkolnymi korytarzami i klasami, ale także dzisiaj odczułam tęsknotę za ludźmi; za krzykami, grymasami, ale także uśmiechami i błyskotliwymi tekstami nauczycieli (chociaż w sumie nie każdy z nich się w to wlicza, przykro), za szaleńczymi uczniami, za bystrymi paniami sprzątaczkami, które bardzo polubiłam, ale znam imię tylko jednej, za bezproblemowym, symatycznym panem konserwatorem Mariuszem (chyba tak ma na imię, nie jestem pewna, przywykliśmy do ksywki Mario). Jejku. Chcę już wrzesień.