photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 20 STYCZNIA 2016

Last month

Czy rok to dużo czasu?

 

Gdy byliśmy dziećmi rok wydawał nam się wiecznością. Gdy jesteśmy dorośli to czym jest rok?

Gdyby mnie ktoś zapytał czym jest rok...Sylwester zapewne i był ważny. Ale 21.02. Ta data jest ważniejsza. Tak na dobrą sprawę to ta data była początkiem i ta data będzie końcem.

11 miesięcy mija a mam wrażenie jakby to było wczoraj. Jakbym miała się tylko obrócić i zobaczę siebie w tamtą niedzielę. Jakby te miesiące wcale nie upłynęły....

 

Czasem się boję. Boje się, że ten nieubłagany czas sprawi, że kiedyś zapomnę. Zapomnę głosu, zapomnę zapachu, jakiegoś szczegółu tak dla mnie ważnego. Że zatrze to, do czego nie wracam...co zostawiłam tam, te 11 miesięcy temu.

 

Czy czas leczy rany? Trudno mi powiedzieć. Natomiast wiem, że czas żałoby to czas...oswojenia się. Mówią, że to czas łez i rozpaczy. Nie moi Kochani. Ból jest ciągle, że aż powszednieje. Nauczyłam się z nim żyć. Tak jak i moja mama, tak jak i moja babcia. Przywykłyśmy do tego. Przez te 11 miesiecy udało mi się wypracować codzienność. Takie 30-40%, które pozwala Ci na co dzień normalnie funkcjonować. Oswoiłam się z tym, że są 2 porcje mięsa zamiast 2, 2 talerze, 2 kubki. Święta u babci, brak teczki, o 1 różę co miesiąc więcej. Nauczyłam się z tym żyć każdego dnia. Można powiedzieć, że odbudowałam ten 1 pokój. Czy to dużo? A może mało? Nie wiem.

 

Nie wiem i nie mam do kogo tego porównać. Każda strata oprócz śmierci jest...prostsza. Zapełnisz mężczyznę, przyjaciół, pracę. Ale śmierci nie zapełnisz. Tak jakby dziura miała kształt kwadratu a wszystko było kołem. Musi minąć czas, dużo czasu zanim dziura...zarośnie ciałem. Ale ciągle pozostanie dziurą.

 

Mojej mamie po operacji zostały 2 dziury, I choć żyje normalnie i są one zasklepione...to ciągle są śladem na jej ciele. A śmierć pozostaje śladem na życiu.

 

Ostatnia rozmowa z CI mnie poruszyła. Być może otworzyła to skrzętnie zaklejone pudło z napisem: nie otwieraj. CI bowiem każdego dnia pokazuje mi piękną, prawdziwą i silną miłość. Miłość dojrzałą. Powiem to szczerze: nie znam takiej miłosci wśród moich przyjaciół i znajomych. Albowiem to, co istnieje między CI a E jest zupełnie innym wymiarem. Wzlatuje wysoko ponad nasze ciała i dotyka dusz. TO jest właśnie przykład miłości.

Dlaczego rozmowa z CI mnie poruszyła? CI bardzo często opowiada mi o wewnętrznej krzywdzie E. A ja zawsze odpowiadam jej, że na te rany potrzeba przede wszystkim miłości. I właśnie nasza ostatnia rozmowa skłoniła mnie do refleksji, jakże gorzkiej, gdzie jestem ja. Zrozumiałam, ze ja znam tą wewnętrzną krzywdę. A. powiedziała mi na początku tego roku, że ten strach będzie ze mną zawsze. Strach, że mężczyzna mnie zostawi będzie już zawsze w mojej głowie. Skoro zostawił mnie Dziadek, zostawił Tata...Muszę nauczyć się żyć z tym strachem. Muszę nauczyć się go kontrolować.

Ale to właśnie ten...strach jest motorem napędowym mojej niezależności. Własnego życia, przyjaciół, studiów, pracy. Być może już nigdy nie będę umiała oddać komuś siebie tak jak potrafią to zrobić inne osoby. Zawsze będzie jakieś zaplecze, jakieś wyjście awaryjne. Być może nie będę potrafiła się zaangażować tak jak inni...

Bo śmierć Taty była wielką krzywdę. Roztrzaskała mi serce i życie. I tak dobrze wiem, co czuje E. Bo forma krzywdy może być różna, ale zostawienie kogoś, rany na sercu...zawsze bolą tak samo. 

I być może dlatego tak się motam. Być może dlatego wszystko jest takie na dystans. Być może dlatego tylu mężczyzn przewija się przez moje życie. Nie znacza dla mnie wiele, nie wiedzą, nie pytają a ja się nie zagłębiam. Są to są, nie ma to ich nie ma. I może czasem to jest najbardziej gorzkie, że nawet nie pamiętam ich imion. Bo są gdzieś poza tym. I nie myślę o nich, ani o ich dobrze. Myślę o mojej szczerości i mam gdzieś co oni poczują. Choć, co ironiczne, oni sami pakują się do mojego życia. Z drugiej strony to nie tak, że ich tylko krzywdzę. Nigdy nie skrzywdziłabym Michała, bo jest mi bliski, choć zawsze w ten przyjacielski sposób. 

 

Więc może to gorzka prawda, której powinnam się wstydzić, ale każdy z nas ma tą gorzką prawdę w sobie. Może to jest moment próbowania i przeżywania. A może to strach zmienił mnie już na stałe. To może z tego powodu we śnie odcięłam M. rękę i patrzyłam jak umiera, chociaż widziałam, że mnie kocha i widziałam, jak duży ból mu sprawiłam. 

Może mój Tata w każdym śnie stoi za nim, za innymi ludźmi bo chce mi powiedzieć, że będzie przy mnie zawsze. Może sam chce mi coś powiedzieć.

A może chce sie pożegnać, bo jak sam powiedział ostatnio mamie: do roku będę przychodził, ale póżniej, kto wie. I choć to iracjonalne to mam wrażenie, że tracę go po raz 2. I może ten ostatni miesiąc żałoby mnie przeraża, bo nie wiem co będzie 22 lutego. 

 

I może dlatego zabijam te wszystkie myśli każdego dnia, zabijam te uczucia bo jak powiedziała CI: Wolę nie czuć nic niż czuć coś. 

A może mój zdrowy rozsądek tak bardzo się rozrósł, że zajął wiekszą część mnie.

A może trzeba mnie zwyczajnie kochać. Każdego dnia. Bo moze właśnie to uleczy tą mroczną część. Tak jak CI leczy każdego dnia E. Nie Ty jesteś lekarstwem. To wasza miłość leczy was oboje.

 

Może to wszystko nie ma sensu. A może ma sens duży. A może zwyczajnie omijam prawdę. Nieważne.

Mogę iść dalej. Zostawić ten balast i znów być czysta i racjonalna.

 

Od roku nie przeglądałam żadnych zdjęć sprzed śmierci Taty....Jak gdyby nic tam nie istniało. 

 

https://www.youtube.com/watch?v=z1bTupmx-kM